Najciekawiej zapowiadające się weekendowe spotkanie nie było zbyt emocjonujące. Ekipa spod Jasnej Góry przebudziła się po pierwszym, przegranym secie i udowodniła, że ostatnie dwie przegrane z podopiecznymi Krzysztofa Stelmacha (w lidze i Pucharze Polski) nie znaczą, że poddadzą się bez walki. W drugiej partii wyraźnie odżyli. Fabian Drzyzga znakomicie rozdawał piłki i sam... atakował. Najwięcej punktów zdobył tradycyjnie już Dawid Murek - szesnaście. Zacięty mecz rozegrała Asseco Resovia Rzeszów z AZS Politechniką Warszawską (3:1). Stołeczna drużyna jechała na Podkarpacie z myślą o wywalczeniu punktów. Do zespołu wrócili niedawno jeszcze chorujący czołowi zawodnicy (m.in. reprezentacyjny przyjmujący Zbigniew Bartman). Gospodarze zagrali jednak skutecznie w bloku i mimo słabszej dyspozycji Niemca Gregora Groezera w ataku, potrafili wychodzić z opresji. W drugim secie przegrywali już ośmioma punktami, by doprowadzić do gry na przewagi. W końcówce zabrakło im zimnej głowy i przegrali 26:28, ale w kolejnych setach byli już nie do pokonania. "Chcieliśmy wywieźć z Rzeszowa punkty, ale nasza skuteczność w ataku był mizerna i trudno w takim przypadku pokonać Resovię" - powiedział trener Politechniki Radosław Panas. Najmniejszych problemów z pokonaniem Delecty Bydgoszcz 3:0 nie miała broniąca tytułu PGE Skra Bełchatów. Szkoleniowiec Delecty Waldemar Wspaniały nie miał pretensji do swojego zespołu, bo zdaje sobie sprawę, że drużyny są z "dwóch różnych bajek". "Jeśli myśli się o nawiązaniu walki ze Skrą, to muszą być spełnione dwa warunki. Po pierwsze trzeba zagrać na super wyżynach, a po drugie Bełchatów musiałby zagrać słabiej. My wystąpiliśmy bez trzech podstawowych graczy i z chorym Michalem Masnym. Mistrzowie Polski chcieli wygrać najmniejszym nakładem sił i to im się udało. Próbowaliśmy nawiązać walkę, ale nie ta półka, nie ta bajka" - skomentował. O utrzymanie w lidze walczą cztery zespoły. Wicemistrz Polski Jastrzębski Węgiel nadal ma znaczne kłopoty z odzyskaniem formy sprzed roku. Pierwsze spotkanie drugiej fazy wprawdzie wygrał, ale ostatni w tabeli Indykpol AZS UWM Olsztyn zdołał wywalczyć jeden punkt. Zaangażowania nie zabrakło po obu stronach siatki, ale często panował także chaos. "Te mecze będą tak wyglądać, bo dla niektórych zespołów to jest walka o wszystko, o ligowy byt. Tutaj nie liczy się styl, przede wszystkim chodzi o zwycięstwa" - zaznaczył Paweł Siezieniewski, kapitan olsztynian. W drugim spotkaniu beniaminek Fart Kielce wygrywał już 2:0 z Pamapolem Wielton Wieluń, ale nie potrafił utrzymać koncentracji do końca i przegrał w tie-breaku.