- Przed biegiem sądziłem, że uda mi się dopaść uciekających przede mną rywali nieco wcześniej. Na szczęście zdołałem tego dokonać na końcowych 50 metrach - powiedział Plawgo w "Przeglądzie Sportowym". - Starałem się zachować do końca zimną krew, żeby spokojnie awansować do półfinału, a wchodziło przecież automatycznie pierwszych czterech z każdej serii. Ten bieg rozegrałem w gruncie rzeczy bardzo małym nakładem sił. Można nawet powiedzieć, że w ogóle tego biegu nie poczułem w nogach. Gdy zobaczyłem na tablicy swój wynik, kamień spadł mi z serca. Taki rezultat oznacza powrót do klasy międzynarodowej - stwierdził Plawgo. - Ciekawa rzecz, że zawsze wychodzi mi start po krótkim okresie przygotowań. Chyba dlatego, że nie lubię się przepracowywać -dodał lekkoatleta.