"Enea staje się sponsorem Polskiego Komitetu Olimpijskiego i Olimpijskiej Reprezentacji Polski. Za pośrednictwem PKOI spółka będzie wspierać pięć polskich związków sportowych. Umowa obejmować będzie lata 2024-2027" - triumfalnie, w oficjalnym komunikacie, głosił PKOl. Szczęściarzami stały się: Polski Związek Towarzystw Wioślarskich, Polski Związek Triathlonu, Polski Związek Sportowy Cheerleadingu, Polski Związek Tenisa Stołowego, a także Polski Związek Rugby. Prezes komitetu Radosław Piesiewicz 10 lipca 2023 roku zacierał ręce. "Dla mnie to dziś przełomowa chwila, bo umowa z Eneą SA to pierwszy tak ważny krok do zmiany finansowania polskiego sportu. Obecność przedstawicieli pięciu związków sportowych na dzisiejszej konferencji jest tego potwierdzeniem. Dziś zaczynamy nowy rozdział, który - jestem przekonany - przyniesie zmianę jakościową w całym polskim sporcie" (cyt. za olimpijski.pl). Rzeczywistość zrewidowała te szumne zapowiedzi o "nowym rozdziale" bardzo boleśnie i ekspresowo. Zaledwie po nieco ponad roku. W tym czasie, gdy na początku lipca 2023 roku komitet zrzeszający związki i organizacje sportowe raportował o pozyskaniu tego wielkiego partnera z branży energetycznej, na czele PZR jeszcze stał Dariusz Olszewski. Działacz sportowy i polityk, były parlamentarzysta, sprawujący mandat posła IX kadencji jako przedstawiciel Solidarnej Polski (przemianowanej później na Suwerenną Polskę), z listy Prawa i Sprawiedliwości. Dwa tygodnie przed tym, jak w wyniku wyborów parlamentarnych z dnia 15 października w Polsce zaczęła formować się nowa większość rządowa, weszła w życie umowa Enei z PKOl-em. Z kolei 16 grudnia 2023 roku Walne Zebranie Sprawozdawczo-Wyborcze Polskiego Związku Rugby wybrało nowego prezesa. Głosami 58 delegatów (przy frekwencji wynoszącej 73) został nim Jarosław Prasał. W siódemkowej, czyli olimpijskiej odmianie rugby, dużo wyżej stoją akcje naszej żeńskiej reprezentacji. Kadra pod wodzą trenera Janusza Urbanowicza do końca walczyła o miejsce w zawodach olimpijskich na igrzyskach w Paryżu. Losy ważyły się jeszcze na miesiąc przed startem imprezy w stolicy Francji, podczas turnieju kwalifikacyjnego w Monako. Nasze zawodniczki walczyły jak lwice, ale w półfinałowym boju nie dały rady rywalkom z Chin. Przegrały wysoko 7:40, w rezultacie czego to zawodniczki z Azji Wschodniej wzięły udział w olimpijskiej rywalizacji, gdzie w gronie dwunastu ekip zajęły szóste miejsce. To właśnie mocna, kobieca kadra, nie zapominając także o ówczesnym układzie politycznym, otworzyła przez PZR furtkę do wsparcia, ze środków Enei, a wypłacanych przez PKOl. Teraz okazuje się, że mniej więcej w tym samym czasie, gdy panie rywalizowały o prawo startu na najważniejszej imprezie sportowej świata, w zaciszach gabinetów zaczynały piętrzyć się problemy na tle finansowym. W ostatnich dniach w temat wprowadziły nas osoby, które są związane konkretnie z tym związkiem sportowym. - Faktycznie, już pierwsza transza wpływała do naszego związku w kawałkach. I do końca płatność za tą pierwszą część nie jest jeszcze zamknięta. Natomiast mamy zapewnienie ze strony PKOl-u, że w najbliższych dniach zostanie to uregulowane - wyjawił w rozmowie z Interią prezes PZR Jarosław Prasał, dodając że na tą okoliczność została parafowana umowa z komitetem. Informator przekazał Interii, że z początkiem lipca Enea wpłaciła do PKOl-u pieniądze, przy czym nie dotarły one do rugbowej centrali aż do jesieni. - Co więcej, w październiku wpłynęła ich połowa z tej pierwszej transzy. I to po wielu interwencjach w PKOl-u, prośbach prezesa, pismach, także od prawnika PZR. W efekcie wówczas wywiązali się z części tej należności, ale do dzisiaj nie zapłacili reszty. Natomiast to, co Enea przelała w grudniu do PKOl-u, jeszcze w całości nie dotarło do Polskiego Związku Rugby - usłyszeliśmy. Polski Związek Rugby znalazł się w patowej sytuacji, bowiem logo Enei zostało wyeksponowane w centralnym miejscu koszulek wszystkich drużyn narodowych, w miejsce obecnego wcześniej Orlenu. Taka "wystawa" niemal zupełnie zablokowała możliwość współpracy z innym, strategicznym partnerem. Co więcej, PZR potraktował zobowiązanie, zawarte z PKOl-em absolutnie poważnie i, wliczając środki finansowe płynące z tego państwowego sponsoringu, oparł o nie zaprojektowany budżet na 2024 rok. O jaką dokładnie chodziło kwotę? Nieoficjalnie usłyszeliśmy, że roczna umowa zapewniała "sumę z sześcioma zerami", czyli ponad milion złotych. Prezes Prasał, skonfrontowany z tą informacją, powiedział, że związek tymi szczegółami podzielił się tylko z ministerstwem Sławomira Nitrasa, jako organem nadzorczym wobec związku. W rozmowie z nami odwołał się do obwarowania umowy klauzulą poufności. - Proszę mnie zwolnić z obowiązku odpowiedzi na to pytanie - odparł. Wobec tej chronologii wydarzeń władze Polskiego Związku Rugby uznały, że bez zastrzyku gotówki nie poradzą sobie z podjętymi zobowiązaniami. Zresztą dowodów na to, że sytuacja finansowa stała się niełatwa, nie brakuje. W październiku, gdy zbliżał się turniej w Elche, na który miały jechać reprezentacje kobiet i mężczyzn, na dwa tygodnie przed imprezą okazało się, że mężczyźni nie pojadą. Do Hiszpanii udały się tylko kobiety, uprzywilejowane z tej racji, że jeżdżą tam od lat, a jako zwyciężczynie dwóch ostatnich edycji nie musiały choćby płacić wpisowego. Na drużynę męską już zabrakło pieniędzy i musiała się wycofać, co nie spodobało się gospodarzom, bowiem jeden z uczestników wykruszył im się z tak niewielkim wyprzedzeniem. Następnie żeńska kadra poleciała do Dubaju, co zresztą było zagrożone do samego końca. Znów chodziło oczywiście o wysupłanie pieniędzy, których podobno brakowało w kasie związku. Planowano, że na Bliski Wschód polecą też mężczyźni, ale z tego samego powodu znów nie było szans, żeby ich tam wysłać. Jakby tego było mało, później zostało jeszcze odwołane jedno dodatkowe zgrupowanie. Jedyne, co udało się zorganizować, to obóz kadry U-23 w innym mieście w Hiszpanii, przy czym tam nasz zespół ogrywał się z młodzieżą. Teraz, w styczniu, też nie odbyło się zgrupowanie męskiej kadry, choć wstępnie miało być. Męska kadra rywalizuje w Rugby Europe Trophy, w tym roku ma przed sobą dwa turnieje mistrzostw Europy. I jeśli chce w przyszłym roku walczyć o awans na igrzyska europejskie, które będą kwalifikacją do igrzysk olimpijskich Los Angeles 2028, musi awansować do Championship. Brak takiego awansu sprawi, że absolutnie zamknie sobie drogę na kolejną imprezę czterolecia. Z drugiej strony osoby interesujące się rugby wiedzą, że igrzyska w kontekście męskiej reprezentacji to bardziej pieśń przyszłości. Na tym poziomie wielki postęp w perspektywie dwóch lub trzech lat jest mało prawdopodobny, ale nikt nie ma też wątpliwości, że warto byłoby być w tym procesie. A postęp można zrobić właśnie wtedy, gdy będzie się miało szansę grać z najlepszymi drużynami w Europie, takimi jak Irlandia lub Francja. - Męska reprezentacja jest niebywale poszkodowana. Chłopaki mogą czuć się pokrzywdzeni, bo w tej chwili, jeśli są okrojone środki, kieruje się je na reprezentację kobiet. Dlatego, że kobiety grają w challengerze i one priorytetowo muszą mieć środki na zgrupowania oraz optymalnie się przygotowywać. Zwłaszcza, że finałowy turniej World Rugby HSBC Sevens Challenger znów odbędzie się w Krakowie (11-12 kwietnia - przyp. AG), więc to jest pierwszorzędna potrzeba. Zatem wiadomo, jakim kluczem odbywa się przesuwanie środków - powiedziała nam osoba będąca blisko tych wydarzeń. Prezes Prasał zaczął od tego, by nie łączyć dwóch rzeczy, które się ze sobą nie łączą, a mianowicie przepływów finansowych z budżetem. - To są dwie różne rzeczy. PKOl spowodował, że mamy kłopoty z przepływem finansowym, w bankowej terminologii tzw. cash flow, natomiast, jeśli chodzi o budżet, on został w stu procentach wykonany. To, że my tych środków nie dostaliśmy fizycznie, nie oznacza, że ich już zgodnie z budżetem i planem nie spożytkowaliśmy - nieco zaskakująco odparł sternik PZR, po czym dodał: - Męska drużyna musiała zrezygnować z planów, które pan wymienił, co wyniknęło z tego, że złożony wniosek do MSiT o dodatkowe środki na drugie półrocze po mistrzostwach Europy został uwzględniony tylko w zakresie drużyny kobiet. Ostatecznie licząc każdą złotówkę, a w zasadzie niemal każdy grosz, drużyna męska pojechała na inny turniej do Hiszpanii. Dopiero w tym momencie, w toku rozmowy, sternik PZR wyjawił, jakie kroki podjął związek, aby zasypać dziurę w budżecie. - Chcąc wywiązać się z wszystkich zobowiązań, a nie otrzymawszy pieniędzy z Enei, przez PKOl, musieliśmy zaciągnąć kredyt. I taka jest prawda - podkreślił. Prezes Prasał dopytany, na jakich warunkach zostało zaciągnięte to zobowiązanie, zapewnił, że dbanie o finanse związku było najwyższym priorytetem. - Broń Boże nie zgodziłbym się na zaciągnięcie zobowiązania typu, mówiąc kolokwialnie, chwilówka. Po długich negocjacjach z instytucją finansującą, która wykazała się zrozumieniem tej sytuacji, udało się uzyskać bardzo, bardzo korzystne warunki - przekazał, jednocześnie dając do zrozumienia, że nie udało się uniknąć pewnych odsetek. - Nie było możliwości, by udzielono nam kredytu zero procent. Zgodnie z moją wiedzą zarząd każdej firmy, działającej bez jakiegokolwiek zysku, w takim wypadku byłby pociągnięty do odpowiedzialności karnej za niegospodarność lub działanie na szkodę spółki. Z kilkoma pytaniami zwróciliśmy się do działu prasowego Grupy Enea. Odpowiedzi otrzymaliśmy od rzeczniczki prasowej tego przedsiębiorstwa, Bereniki Ratajczak. "Enea we wrześniu 2024 roku rozwiązała umowę z Polskim Komitetem Olimpijskim (obowiązywała ona od 1 października 2023 r.), ze skutkiem na koniec 2024 roku (pierwotnie umowa miała obowiązywać do września 2027 roku). Spółka podjęła tę decyzję po dokonaniu corocznego przeglądu działań sponsoringowych". "Potwierdzamy, że docierały do nas sygnały oraz oficjalne pisma od związków sportowych, że PKOl nie wywiązuje się z zawartych bezpośrednio umów ze związkami i zalega z płatnościami. Należy podkreślić, że Enea nie zawarła umowy sponsoringowej trójstronnej, tylko stroną w umowie był Polski Komitet Olimpijski i to on odpowiadał za realizację zapisów w umowie. Wystosowaliśmy oficjalne zapytanie do PKOl, jako strony w umowie, w celu wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Otrzymaliśmy zapewnienie od PKOl-u, że "zobowiązania te zostaną spełnione po otrzymania końcowego rozliczenia od Enei". Zgodnie z zapisami umowy Polski Komitet Olimpijski przesłał prawidłowo wypełniony arkusz sprawozdawczy z realizacji świadczeń, tym samym spełniając warunki umowy. Enea przekaże więc sponsorowanemu całość środków finansowych zaplanowanych w umowie na rok 2024 na warunkach ustalonych w umowie". "Na 2025 rok Grupa Enea założyła redefinicję celów i zaktualizowała założenia działań sponsoringowych zawarte w strategii sponsoringowej dla Grupy Enea. Działania sponsoringowe podejmowane przez spółki Grupy Enea będą skoncentrowane na realizacji tylko tych ważnych i efektywnych projektów, które spełniają cele zawarte w "Polityce sponsoringu w Grupie Enea". Poprosiłem o doprecyzowanie drugiego akapitu. Z jednej strony bowiem napisano, że docierały sygnały, iż "PKOl nie wywiązuje się z zawartych bezpośrednio umów ze związkami i zalega z płatnościami". A jednocześnie rzeczniczka dodała, że do dnia dzisiejszego Enea nie wypłaciła PKOl-owi "całość środków finansowych zaplanowanych w umowie na rok 2024 na warunkach ustalonych w umowie". Dopytałem, z jakiej więc puli komitet miał przekazywać środki związkom sportowym, skoro nadal nie ma z Enei tychże środków? "Umowa z Polskim Komitetem Olimpijskim obowiązywała od października 2023 r. Zgodnie z postanowieniami zawartej umowy, na bazie raportów częściowych zawierających realizację świadczeń PKOl otrzymał już dwie transze. Płatność, o której Pan pisze była już transzą końcową (trzecią) zgodnie z terminami i warunkami zawartej umowy" - napisała Berenika Ratajczak. Nie uściśliła już, jak umowa precyzowała okres transz. Bowiem, na logikę, jeśli jest mowa o trzech, to każda powinna dotyczyć okresu czterech miesięcy, to jest od stycznia 2024 roku do kwietnia 2024 roku i tak dalej... Rzeczniczka prasowa odparła, że to już byłoby zbyt daleko idące publiczne wyjawienie zapisów dokumentu. Tuż po igrzyskach w Paryżu PZR znalazł się na cenzurowanym, a sprawę nagłaśniał m.in. sam minister sportu, Sławomir Nitras. Przypomnijmy, mimo że żadna z naszych rugbowych drużyn nie zakwalifikowała się na igrzyska, prezes Prasał przyjął zaproszenie ze strony PKOl-u i wybrał się, wraz z ówczesnym wiceprezesem związku i zarazem PKOl-u, do Paryża. Takich działaczy i związków, które nie uzyskały sportowych kwalifikacji do stolicy Francji, a mimo to ich przedstawiciele znaleźli się w delegacjach, było więcej. Dodatkowo za sprawą Polskiej Agencji Prasowej gruchnęła wieść, że już w czerwcu Ministerstwa Sportu i Turystyki rozpoczęło kontrolę w PZR związaną z dotacją na kwotę 5,2 mln zł (dotyczy sprawozdania z dotacji ogólnopolskiego projektu "Upowszechniania sportu i młodzieży" Rugby Tag w 2023 r). Nieoficjalnie słyszymy, że po zmianie rządu konflikt narastał przez zimę i wiosnę, a to, co wydarzyło się po igrzyskach, było kulminacją. Po tym, jaką cenę zapłacił Dariusz Olszewski, który pod koniec września podał się do dymisji i został usunięty z zarządu PKOl, sytuacja przestała już tak eskalować. - Rozumiem wiele kontrowersji i odczuć osób na ten temat. Nie potrafię dzisiaj powiedzieć, czy żałuję, na pewno była to ogromna możliwość spotkania środowiska polskiego olimpizmu. Deklaruję, że takie duże spotkanie w stolicy Francji i wewnętrzna debata działaczy rządzących związkami, tam się odbyło. Z drugiej strony, gdy zadaję sobie pytanie: "czy można to było zrobić w inny sposób", odpowiadam, że pewnie można - mówi Prasał. Nieoficjalnie słyszymy, że konflikt dwóch opcji został wygaszony, a PZR, "oczyszczony" ze zdeklarowanych politycznych afiliacji, ma aspiracje, by funkcjonować jako zarząd menedżerów, choć do jeszcze jednego przesilenia doszło we wrześniu, gdy aż siedmiu z dziesięciu członków zarządu Polskiego Związku Rugby (PZR) złożyło rezygnację z pełnionych funkcji. Słychać głosy, że potrzeba czasu, by z nowym szefem resortu zbudować zaufanie i przekonać ministerstwo, że we wspólnym interesie jest rozwijanie tego olimpijskiego sportu. Sam prezes Prasał zapewnia, po niedawnym spotkaniu ze Sławomirem Nitrasem, że zgadza się z optyką ministra, gdy idzie o stawianą diagnozę i oczekiwane zmiany. - W stu procentach zgadzam się z panem ministrem Nitrasem, że obecny system jest chory. Ten system bezwzględnie należy zmienić, oczywiście czyhają tutaj kłopoty formalne, o których pan minister mówił na spotkaniu w styczniu na Stadionie Narodowym i sam najlepiej zdaje sobie sprawę, ale trzeba przejść do planów strategicznych i, nazwijmy to, biznesplanów. Bardzo trudno planuje się akcje kadr narodowych, gdy w perspektywie są igrzyska olimpijskie za trzy lata, a ma się tylko pewną półroczną perspektywę finansową. Trener kadry kobiet Janusz Urbanowicz nieraz zadaje mi pytania, na które mogę mu tylko odpowiedzieć: "nie wiem" - podkreślił w rozmowie z Interią. Próbowaliśmy skontaktować się z PKOl, jednak do momentu publikacji nie otrzymaliśmy informacji i odpowiedzi na nasze pytania. Artur Gac Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl