Penguins nie byli faworytami w starciu z obrońcami trofeum. Przegrywali w całej serii 0-2, a później 2-3, ale wygrali dwa ostatnie starcia. Są dopiero trzecią drużyną w historii, której udało się wygrać siódmy mecz wielkiego finału na wyjeździe. Bohaterem decydującego spotkania był Maxim Talbot, który strzelił oba gole dla swojej drużyny. Goście wyszli na prowadzenie na początku drugiej tercji. Jewgienij Małkin nie pozwolił Bradowi Stuartowi wybić krążka zza bramki, odbitą gumę przejął Talbot i sprytnie wpakował ją do siatki między parkanami Chrisa Osgooda. Po straconym golu Czerwone Skrzydła musiały zaatakować, z kolei Pingwiny czekały na okazję do kontry. Wykorzystali ją w 31. minucie. Talbot bezbłędnie przymierzył z nadgarstka w "okienko" i było już 2:0. Goście grali bardzo dobrze w defensywie. Świetny dzień miał także Marc-Andre Fleury. Jeszcze kilka dni temu, podczas piątego meczu trener Dan Bylsma posadził go na ławce po tym, jak przepuścił pięć goli w ciągu 35 minut. W piątek bronił jednak znakomicie. Najwięcej pracy miał w trzeciej tercji, gdy gospodarze rzucili się do odrabiania strat. Skapitulował tylko raz. W 47. minucie pokonał go bombą z niebieskiej linii świetnie zapowiadający się młody obrońca Jonathan Ericsson. Fleury bronił świetnie, ale trzeba przyznać, że dopisywało mu też szczęście. 134 sekundy przed końcem wyręczyła go poprzeczka (strzelał Niklas Kronwall). W końcówce Czerwone Skrzydła wycofały bramkarza, aby zaatakować sześcioma zawodnikami z pola, lecz Pingwiny i tym razem przetrzymały nawałnicę, by po ostatniej syrenie skakać z radości. Szalał wśród nich także Sidney Crosby, kreowany na sukcesora wielkiego Wayne'a Gretzky'ego. We wcześniejszych rundach play offów był pierwszoplanową postacią swojej drużyny, jednak w finałach rywale nie pozwolili mu pokazać pełni umiejętności i nagrodę dla najlepszego hokeisty play offów przyznano jego koledze Jewgienijowi Małkinowi. Na dodatek w ostatnim meczu Crosby nabawił się kontuzji po ostrym wejściu Johana Franzena. To jednak nie miało żadnego znaczenia, gdy jako najmłodszy kapitan w historii NHL podniósł Puchar Stanleya. Kręcił z nim piruety, jakby trzymał piórko, a nie prawie piętnastokilogramowy puchar, ale w takich chwilach ból po prostu nie istnieje. To także wielki dzień dla trenera Pingwinów Dana Bylsmy. 15 lutego przejął zespół, który zajmował wtedy dopiero dziesiąte miejsce w Konferencji Wschodniej, by po czterech miesiącach pracy w NHL zdobyć coś, co nie udało się wielu wybitnym trenerom. Detroit Red Wings - Pittsburgh Penguins 1:2 Stan rywalizacji: 3-4, Penguins zdobyli Puchar Stanleya