Łukasz Gikiewicz przeszedł poważną operację i pół roku spędził w szpitalu. Teraz młody piłkarz cieszy się życiem i poważnie myśli o występach w ekstraklasie. "Wszystko zaczęło się w ubiegłym roku w Walentynki. Byłem wtedy zawodnikiem Wigier Suwałki. Po treningu poczułem ogromny ból brzucha. Trafiłem do szpitala, gdzie dostałem zastrzyk i poszedłem do domu. Wieczorem nie mogłem się już ruszać, a ból narastał. Zawołałem brata na pomoc, a ten natychmiast wezwał pogotowie. W szpitalu w Suwałkach nie potrafili określić co mi jest, chcieli zostawić mnie na obserwacji. Z płaczem zadzwoniłem po tatę, który wypisał mnie na własne żądanie i zabrał do szpitala w rodzinnym Olsztynie. Tam lekarze złapali się za głowę. Okazało się, że przyczyną potwornego bólu był wyrostek robaczkowy. Był już pęknięty i rozlany. Od razu mnie operowano" - opowiada "Faktowi" zawodnik. Mimo dramatycznej sytuacji operacja udała się, a sam zabieg trwał ponad cztery godziny. Gikiewicz przez trzy dni leżał z otwartym brzuchem, a jego organizm był wycieńczony. "Lekarze powiedzieli rodzicom, że pierwsze dni będą najważniejsze, że jeśli wszystko będzie w porządku to przeżyję. Po pół roku wyszedłem ze szpitala. Schudłem prawie trzydzieści kilogramów" - wspomina piłkarz Polonii Bytom. Więcej w "Fakcie".