"Wejście smoka" - tak lapidarnie można podsumować występ wychowanka Małejpanwi Ozimek, który długo musiał się namęczyć, żeby otrzymać upragnione powołanie od Franciszka Smudy. Selekcjoner reprezentacji Polski do tej pory nie doceniał ligowych osiągnięć piłkarzy lidera Ekstraklasy. Być może dlatego, że od ponad 22 lat nikt z wrocławskiego klubu nie potrafił strzelić gola w narodowych barwach. Sobota miał wówczas dwa lata, kiedy ostatnio piłkarz Śląska trafił do siatki w spotkaniu reprezentacyjnym. Co ciekawe, tym ostatnim zawodnikiem, który wpisał się na listę strzelców w meczu kadry, był Ryszard Tarasiewicza, a więc ten, który ściągnął go do Wrocławia z MKS-u Kluczbork i wprowadzał go do zespołu. Czyżby historia zatoczyła koło? - Życie potrafi pisać niesamowite scenariusze - przyznał z uśmiechem Sobota, który śmieje się na pytanie, czy przerwał fatum ciągnące się nad stolicą Śląska. Filigranowy skrzydłowy przełamał również niemoc swojego regionu, choć Opolszczyzna nigdy nie obfitowała w piłkarskie talenty. Ostatnim zawodnikiem, który zaistniał w drużynie narodowej był wychowanek Zrywu Pawłowiczki - Tomasz Bandrowski. "Bander" zgromadził na koncie w sumie siedem spotkań z orzełkiem na piersi. Do tej pory Sobota mógł pochwalić się co najwyżej trzema występami w kadrze do lat 23. - Jestem szczęśliwy, że już w pierwszym meczu kadry udało mi się wpisać na listę strzelców. Tym bardziej, że dzień przed tym spotkaniem urodziny obchodziła moja mama, a dzień później mój tata. Niech ten gol będzie dla nich prezentem - powiedział po spotkaniu z Bośnią i Hercegowiną 24-letni skrzydłowy. - To dla mnie olbrzymi impuls do dalszej pracy. Trudno znaleźć słowa, by opisać to, co wydarzyło się w Turcji. Ale chyba wypadłem dobrze - dodał. Były piłkarz IV-ligowego Rajfela Krasiejów, na piłkarskie salony przebił się dopiero w ubiegłym sezonie, choć jego talent eksplodował dużo wcześniej. Pod okiem trenera Tarasiewicza filigranowy zawodnik zrobił olbrzymie postępy. Przede wszystkim dojrzał piłkarsko, rozwinął się pod względem technicznym, a jego indywidualne akcje stały się już jego znakiem firmowym - skuteczny drybling zazwyczaj kończy uderzeniem w długi róg. Tak też uczynił podczas towarzyskiego meczu, który odbył się w Turcji. Zanim piłka wpadła jednak do bramki, odbiła się od obydwu słupków. - Serce mi zadrżało, gdy piłka odbiła się od pierwszego słupka i szła wzdłuż linii. Śledziłem jej lot do samego końca. Chyba Opatrzność Boska nade mną czuwała - zaznaczył pochodzący z niewielkiej miejscowości Schodnia zawodnik, który na każdym kroku podkreśla swoje religijne przekonania. Nie wstydzi się swojej wiary i nie ukrywa, że jest katolikiem. Podobne przekonania w tej kwestii prezentuje zresztą agent Soboty, słynny w latach 90. piłkarz - Marek Citko. - Akurat na temat wiary w ogóle nie rozmawialiśmy. Długo musiałem przekonywać do siebie Waldka, ponieważ on jest bardzo nieufny. Nie wiem, czym go siebie przekonałem. Może uśmiechem? - przyznał w rozmowie z INTERIA.PL Citko, który wynegocjował swojemu klientowi czteroletni kontrakt ze Śląskiem Wrocław. Menedżer Soboty nie chciał nam jednak zdradzić poszczególnych zapisów tej umowy i czy zawarta jest w niej suma odstępnego. "Waldi", jak nazywany jest popularnie piłkarz wrocławskiego zespołu, szybko stał się ulubieńcem tamtejszych kibiców. Jego nazwisko regularnie jest skandowane przez fanów drużyny wicemistrza Polski podczas ligowych spotkań. W znacznej ilości na jego mecze zjeżdżają się znajomi z jego miejscowości, gdzie utworzył się jego nieformalny fanklub. Sobota prywatnie uchodzi za osobę bardzo skromną, jednak nie zapomina o swoich starych znajomych. Wciąż odczuwa bowiem przywiązanie do rodzinnych stron. - Złożyłem nawet taką deklarację, że jeszcze kiedyś zagram w barwach MKS Kluczbork - oświadczył Sobota. W II-ligowym klubie na taką wiadomość zareagowano błyskawicznie - zastrzeżono numer 2, z którym wcześniej występował utalentowany zawodnik. "Waldi" na tle kolegów z drużyny wyróżnia się przede wszystkim solidnością i olbrzymimi ambicjami. Doskonale potrafi też udźwignąć ciążącą na nim presję. Nie tak dawno, legendarny piłkarz Śląska - Janusz Sybis namaścił go nawet na swojego następcę. Porównywanie osiągnięć obu piłkarzy jest w tym momencie bezpodstawne, łączy ich co najwyżej niewielki wzrost, jednak trzeba przyznać, że rozsądnie prowadzona kariera Soboty zmierza w dobrym kierunku. W zespole Śląska Wrocław odgrywa coraz ważniejszą rolę, jest częścią drużyny, która w tym roku jest faworytem w wyścigu po tytuł mistrza Polski. Dynamiczny skrzydłowy skrycie myśli też o powołaniu na mistrzostwach Europy. - Gwarantuję, że zimą będę ciężko pracował, by runda wiosenna była w moim wykonaniu lepsza niż poprzednia. Do finałowego turnieju zostało już tylko pół roku i nie ukrywam, że gdzieś tam w głowie zaczęły pojawiać się myśli, by uczestniczyć w tej imprezie w innej roli niż kibic. Trener Smuda powiedział mi, że przed nikim droga do reprezentacji nie jest zamknięta - zakończył ulubieniec Śląska Wrocław.