Yorke do grzecznych piłkarzy nigdy nie należał. Prasa często zajmowała się jego kolejnymi romansami, pijaństwem i kłótniami z kolejnymi trenerami. Alex Ferguson był tym trenerem, który najbardziej zaszedł zawodnikowi za skórę. "Czekałem tylko, aż przejdzie na emeryturę, nic takiego jednak się nie stało" - przyznał z rozbrajającą szczerością Yorke. "Ciągle odsuwał mnie od pierwszego składu United, przez co ciągle siedziałem w pubach i piłem. Nie byłem alkoholikiem, ale chciałem jakoś zapełnić pustkę w sobie. Wiedziałem, że jestem dobrym piłkarzem, ale Ferguson nie pozwalał mi pokazać pełni swoich umiejętności" - stwierdził zawodnik. "Pierwszy raz zawiodłem zaufanie Fergusona chyba w 1998 roku, kiedy przegraliśmy 1:3 z Sheffield Wednesday. To był dla mnie wielki szok, tym bardziej, że trener powiedział, że bardzo kiepsko grałem, a przyczyną takiego stanu rzeczy był mój rzekomo hulaszczy tryb życia" - dodał Yorke. "Ponownie miałem przechlapane u szkoleniowca w październiku 2000 roku, kiedy moja reprezentacja pokonała 4:0 Kanadę w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Wtedy nieźle zabalowałem i spóźniłem się o tydzień do klubu. Przyznaję, że miał prawo się na mnie wkurzyć. Wtedy już byłem oficjalnie na jego czarnej liście" - potwierdził zawodnik Trynidadu i Tobago. Mimo ciągłych kłótni z angielskim szkoleniowcem Yorke przyznał, że szkoleniowiec "Czerwonych Diabłów" jest "geniuszem". "Gdybym mógł cofnąć czas, mniej romansowałbym z kobietami i balował, a więcej przykładał się do treningów" - zakończył były pomocnik Aston Villi.