Niedziela ma być przerwą w emocjach dla polskich kibiców. Przerwą pomiędzy startem Adama Małysza a Justyny Kowalczyk. Jednak wcale tak być nie musi, bo o 20.15 rozpocznie się biatlonowy sprint mężczyzn na 10 km. W Turynie Sikorze nie poszło na tym dystansie. Zajął 19. miejsce, dwukrotnie myląc się na strzelnicy. Generalnie ten dystans nie jest jego najmocniejszą stroną, choć wśród jego sukcesów w Pucharze Świata, znajduje się zwycięstwo z sezonu 2007/08 (Oberhof). Ostatni sukces w sprincie (2. miejsce) to ubiegły sezon i zawody w Oestersund. Z 23. miejsc na podium w najważniejszych imprezach (PŚ, MŚ oraz IO) tylko sześć przypadło na tę najkrótszą biatlonową konkurencję. Z drugiej strony trudno powiedzieć, że Sikora nie specjalizuje się w sprincie. W sezonie 2005/2006 w tej specjalizacji najlepszy w Pucharze Świata był właśnie on! Przed sprintem w Whistler naszego rodaka nie wymienia się w gronie faworytów. To chyba jest jednak atut naszego reprezentanta, bo lubi atakować z cienia. Przed czterema laty też nikt nie dawał mu szans w ostatnim starcie na 15 km... Faworytem niedzielnego biegu jest słynny Norweg Ole Einar Bjoerndalen. Zresztą to jego agencja Associated Press wytypowała na złotego medalistę tej konkurencji. Liczyć powinni się także: inny Norweg Emil Hegle Svendsen, Austriak Simon Eder, Francuz Simon Fourcade i Amerykanin Tim Burke. Nam AP radzi poczekać do biegu na 15 km (21 lutego), gdzie Sikora ma, zdaniem Amerykanów, przegrać jedynie z Bjoerndalenem. Oby się nie pomylili! 36-latek z Wodzisławia Śląskiego to instytucja w tej dyscyplinie sportu. Śmiało można powiedzieć, że polski biatlon to on. Człowiek, który w 1995 roku w Anterselvie zaskoczył wszystkich, zdobywając tytuł mistrza świata na 20 km. Dwa lata później, w 1997 roku, wspólnie z kolegami z drużyny Polak zajął trzecie miejsce w trakcie mistrzostw świata w słowackim Osrblie. Indywidualnie na podium światowego czempionatu Sikora stanął po raz kolejny w 2004 roku. W niemieckim Oberhofie nasz zawodnik wywalczył srebrny medal w biegu indywidualnym. Lepszy od Sikory okazał się wówczas znakomity Francuz Raphael Poiree. Od tego momentu nie oglądaliśmy Polaka na pierwszych trzech miejscach w najbardziej prestiżowych imprezach. Najbliżej kolejnego medalu Sikora był w austriackim Hochfilzen (MŚ w 2005 roku) i koreańskim Pyeong Chang (MŚ w 2009 roku ). Od podium dzielił go jeden błąd mniej na strzelnicy. A jak będzie teraz? W Whistler za nim już nieformalny sprawdzian na dystansie 8,5 kilometra. Dobry bieg, ale dwa pudła w pozycji leżącej. Te niecelne strzały martwią Polaka, ale lepiej mylić się podczas testów, niż na zawodach. Miejmy nadzieję, że były to jedyne niecelne strzały naszego najlepszego biatlonisty podczas igrzysk w Vancouver. - Wszystko jest w porządku, czuję się nieźle fizycznie - powiedział Sikora. - Myślę, że jest wszystko tak, jak być powinno. Nic tylko startować. Dodajmy: startować na medal!