INTERIA.PL: W niedzielę mistrzostwa Polski, na początku września mistrzostwa świata, a w kadrze szaleje wirus. Anna Szafraniec: - Zaczęło się od trenera i poszło jak domino. Jeszcze nie jestem całkiem zdrowa, ale osłabienie na szczęście już minęło. Szkoda tych chorób, bo każda wybija z rytmu, a liczy się każdy dzień treningu. Przed nami najważniejsza impreza sezonu, a jak oceniasz jego pierwszą cześć? - Nie jestem z niej zadowolona. W Pucharze Świata zajmowałam miejsca w trzeciej dziesiątce. Można się zniechęcić, ale każdy punkt podczas tych zawodów jest ważny, bo będą się liczyć w walce o kwalifikacje olimpijskie. Kiepsko poszło mi też podczas mistrzostw Europy. Osiemnaste miejsce zupełnie mnie nie zadowala. Ale gdyby nie problemy z rowerem, w Turcji byłoby znacznie lepiej. - Myślę, że mogłam być w dziesiątce. Ale mistrzostw Europy nie ma już co rozpamiętywać. Już o nich zapomniałam. A więc teraz mistrzostwa Polski. W Szczawnie będziesz bronić tytułu. O ile pamiętam, pasuje ci tamtejsza trasa. - W tym roku została zmieniona. Rundy są krótsze, trzykilometrowe, jest interwałowa, a to nie odpowiada mi najbardziej. No ale cóż, jak będzie w nogach, to żadna trasa nie przeszkodzi w osiągnięciu dobrego wyniku. Fajnie byłoby obronić koszulkę mistrzyni Polski, ale ja myślami jestem już w Szkocji, gdzie rozegrane zostaną mistrzostwa świata. Jak oceniasz swoje szanse? - Chciałabym przynajmniej powtórzyć wynik sprzed roku, kiedy byłam siódma. Nie będzie łatwo, bo świat poszedł do przodu. Coraz mocniejsze są zwłaszcza zawodniczki z USA i Kanady, pojawiły się mocne Chinki. Po kilku nieudanych sezonach mówiłaś, że zmieniłaś sposób trenowania i trochę swoje podejście do treningu. Jesteś zadowolona z tych zmian? - Jak już powiedziałam, świat poszedł do przodu. Plany treningowe wciąż są zmieniane i udoskonalane. My też nie możemy stać w miejscu. Ale żeby iść do przodu, trzeba zaryzykować. Podglądamy konkurencję, staramy się modyfikować sposób przygotowań do startów, ale nie zawsze wszystko wychodzi, tak jak byśmy tego chcieli. Każdy organizm jest inny. Jeden wytrzyma obciążenie, a drugi będzie przetrenowany. Nie jest łatwo trafić ze szczytem formy na ten jeden, jedyny dzień, w którym są najważniejsze zawody. Zaczęłaś odnosić sukcesy bardzo szybko. Bodajże w wieku 15 lat wygrałaś mistrzostwa Polski open. Pewnie trudno było ci odnaleźć w sytuacji, w której ostro harowałaś, a wyniki nie przychodziły. - Było bardzo trudno. Zwłaszcza w pierwszych chudych latach. Czasem dopada człowieka kryzys. Najprościej byłoby się wtedy poddać, ale uświadomiłam sobie - patrząc na inne zawodniczki, że nie zawsze można wygrywać. Przykładem może być Marga Fullana. Po serii sukcesów miała taki okres w karierze, że nie mogła ukończyć żadnych zawodów. Ale wróciła do formy. Ja też jestem teraz w lepszej dyspozycji. Talentu się nie traci. We wrześniu mistrzostwa świata, a wkrótce po nich rekonesans olimpijski w Pekinie. Ale w październiku czas na wakacje. Zabukowałaś już bilet? - O! Gdzie tam wakacje... Czekają nas jeszcze dwa miesiące ostrego ścigania, więc jeszcze o nich nie myślałam. Ale mam nadzieję, że uda się odpocząć po ciężkim sezonie i przed jeszcze cięższym, bo olimpijskim.