Do spotkania z Piastem wrocławianie przystąpili w niemal najmocniejszym składzie. Po niedawnej epidemii grypy, na którą chorowało blisko 10 zawodników, nie było już śladu, a dodatkowo po kontuzji do drużyny wrócił Vuk Sotirovic. W drużynie Piasta zabrakło pauzującego za kartki Kamila Glika oraz kontuzjowanych Sebastiana Olszara i Marcina Nowaka. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza od pierwszej minuty przejęli inicjatywę, jednak wywalczonej przewagi nie byli w stanie w żaden sposób wykorzystać. Ataki wrocławian rozbijały się na defensywie Piasta, która ograniczała się do wybijania piłki jak najdalej od własnego pola karnego. Pierwszą dogodną sytuację do strzelenia bramki Śląsk wypracował sobie dopiero po blisko 30 minutach. Janusz Gancarczyk silnie uderzył po ziemi sprzed linii pola karnego, Grzegorz Kasprzik odbił piłkę przed siebie, ale nadbiegającego Krzysztofa Ulatowskiego uprzedzili obrońcy. Chwilę później napastnik gospodarzy groźnie uderzał z 20 metra, ale piłka przeleciała nad poprzeczką. Od tego momentu ataki Śląska stały się szybsze. Wrocławianom udało się zamknąć gości na ich połowie, ale mimo to bramki nie zdobyli. Grę utrudniał rzęsiście padający deszcz. Na początku drugiej części Śląsk nadal miał przewagę, dominował w środku pola i próbował atakować, ale wrocławianom brakowało dobrego wykończenia akcji. Atakując Śląsk kompletnie zapomniał jednak o obronie. W 62 minucie Piast wyprowadził jeden z nielicznych kontrataków. Marcin Radzewicz ograł przy linii końcowej Piotra Celebana, podał do Daniela Koczona, a ten w zamieszaniu podbramkowym uderzył przy krótkim słupku nie dając szans Jackowi Banaszyńskiemu. Zdobyta bramka podziałała mobilizująco na gości, którzy jeszcze kilkukrotnie zagrozili bramce Śląska. W 76 minucie Koczon ładnym zwodem oszukał obrońcę, dośrodkował, a piłka przeleciała wzdłuż linii bramkowej. W 82 minucie po niefortunnej interwencji Banaszyńskiego piłka odbiła się od słupka. Pierwszy dopadł do niej Rafał Andraszak, który uderzył mocno w środek bramki, ale bramkarz Śląska tym razem popisał się wspaniałą interwencją ratując swój zespół przed utratą drugiego gola. Mimo przedłużenia meczu o dwie minuty wynik nie uległ już zmianie, a po ostatnim gwizdku zawodnicy Piasta uczcili sukces tańcem zwycięstwa. Trener Piasta Gliwice Marek Wleciałowski: - Przyjeżdżając do Wrocławia zdawaliśmy sobie sprawę z potencjału Śląska. Wiedzieliśmy, że możemy temu przeciwstawić agresywną i odważną grę. Tak właśnie wyglądał dzisiaj mecz. Uważam, że wynik do przerwy był sprawiedliwy, bo więcej było walki niż płynnej gry. Udało nam się strzelić gola w drugiej połowie i jesteśmy z tego bardzo zadowoleni. Dotychczas ciężko nam się grało na wyjazdach, dlatego ta wygrana bardzo cieszy. Trener Śląska Wrocław Ryszard Tarasiewicz: - Patrząc na zajmowane miejsce w tabeli, w tym meczu byliśmy faworytami i bardzo staraliśmy się wygrać. Uważam, że zagraliśmy dobre spotkanie, ale nasza siła ofensywna nie była tak mocna jak we wcześniejszych meczach. Nie mam pretensji do zawodników. Przegraliśmy, a to się zdarza w futbolu, chociaż przyznaję, że liczyliśmy na zwycięstwo. Myślę, że to nie jest sensacja, ale na pewno niespodzianka. Śląsk Wrocław - Piast Gliwice 0:1 (0:0) Bramki: Koczon (62.). Śląsk: Jacek Banaszyński - Krzysztof Wołczek, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Vladimir Cap - Marek Gancarczyk (69. Krzysztof Ostrowski), Dariusz Sztylka, Sebastian Mila (66. Tomasz Szewczuk), Janusz Gancarczyk - Krzysztof Ulatowski (83. Vuk Sotirović), Przemysław Łudziński. Piast: Grzegorz Kasprzik - Maciej Michniewicz, Łukasz Krzycki, Adam Banaś, Paweł Gamla - Jarosław Kaszowski, Mariusz Muszalik, Marcin Bojarski (73. Krzysztof Kukulski), Marcin Radzewicz - Daniel Koczon (90. Daniel Iwan), Marcin Folc (58. Rafał Andraszak). Sędziował: Paweł Gil (Lublin). Żółte kartki: Krzysztof Ulatowski, Vladimir Cap (Śląsk); Marcin Folc (Piast). Widzów: 6 000.