Wszystko to czyni 23-latka podobnym do jego rówieśników, ale tylko do chwili, gdy wskakuje do basenu. Wtedy pływanie staje się całym jego życiem. Już obecnie Phelps dołączył do grona takich legend igrzysk, jak Mark Spitz, Carl Lewis czy Larysa Łatynina i Paavo Nurmi, posiadaczy dziewięciu złotych medali olimpijskich. Młody Amerykanin ma w dorobku sześć złotych medali IO 2004 w Atenach i trzy złote krążki, zdobyte już w basenie "Wodnego Sześcianu" w Pekinie. W środę Phelps ma dwa finały: 200 m stylem motylkowym i sztafetę 4 x 200 m stylem dowolnym. W obu tych konkurencjach ma szanse na zwycięstwo. Jest bowiem rekordzistą i współrekordzistą świata. W środę, po lunchu. może mieć 11 złotych trofeów. Przed wyjazdem z Chin ma jeszcze do wykonania ambitny plan - osiem złotych medali pekińskich igrzysk, co będzie przewyższeniem wyczynu innego Amerykanina Marka Spitza z Monachium 1972 - siedem złotych medali w jednych igrzyskach. - Dołączyć do grona multimedalistów igrzysk wszech czasów to całkiem niezłe osiągnięcie - powiedział Phelps, nie siląc się na powagę. - To zjawisko zdarzające się raz na sto lat. On nie tylko zwycięża, on niszczy rywali. To niesamowite oglądać jego wyczyny - chwali rodaka kolega z ekipy pływackiej USA Aaron Peirsol, specjalista stylu grzbietowego, trzykrotny mistrz olimpijski z Aten i zwycięzca wyścigu na 100 m st. grzbietowym w Pekinie.