Choć Czesi w dwóch ostatnich meczach w walce o udział w MŚ 2010 r. stracili aż pięć punktów (poprzednio zremisowali z Irlandią Płn.), nie wyglądał na załamanego. Spokojnie analizował swój występ. - Przy golach nie miałem zbyt wiele do powiedzenie. Przy pierwszym piłka wpadła tuż przy słupku. Przy drugim zrobiłem wszystko co mogłem, wyszedłem, skróciłem kąt, a jednak polski zawodnik znalazł miejsce i technicznym strzałem zdobył gola ? opowiadał Czech. Nie załamywał rąk. - Przegraliśmy jeden mecz, sytuacja w grupie nie jest dla nas wesoła, ale nie był to nasz ostatni występ w walce o awans do MŚ. Gra toczy się dalej. Zatem nie czujemy takiej presji, jakbyśmy przegrali mecz o wszystko - podkreślał. - Owszem, teraz nie możemy sobie już pozwolić na kolejne punktowe straty, ale nasz zespół jest na tyle doświadczony, że powinien sobie poradzić pod presją. Wierzę, że w środę na własnych śmieciach udowodnimy, że potrafimy wygrywać ? mówił bramkarz Czechów. - Sposobem gry i myślenia my i Polacy jesteśmy podobni, gramy też podobnie. W tym tylko nasz problem, że rywal był skuteczniejszy. Polacy od początku byli uważni w obronie, a na dodatek przed przerwą strzelili nam gola. W drugiej połowie, gdy zrobiło się 2:0 zagraliśmy va banque. Otworzyliśmy się i oni mogli nam strzelić kolejne gole, ale nie podwyższyli rezultatu. W ostatnich 10 minutach Polacy koncentrowali się tylko nad tym, żeby utrzymać wynik 2:1 i to się im udało - komentował spotkanie Petr. - Na meczu atmosfera była dobra. Polscy kibice żywiołowo dopingowali. Nic dziwnego, bo ich drużyna prowadziła - komplementował publiczność Stadionu Śląskiego Petr. Michał Białoński, Chorzów