ZOBACZ JAK AGA WALCZYŁA Z VENUS Agnieszka Radwańska: - Walczyłam do ostatniej piłki mimo, że czasem było momenty załamujące, kiedy zagrywałam dobrą piłkę, a wracała jeszcze lepsza. Było ciężko. Styl Venus jest taki, że to ona cały czas ma w pojedynku inicjatywę. To od niej zależy, czy ma dobry dzień czy zły. Podobnie było w tym roku w Rzymie, kiedy trafiała praktycznie każdą piłkę. Nie byłam w stanie nic zrobić. Czy z inną zawodniczką w ćwierćfinale miałabyś większą szansę? - Trudno powiedzieć, bo z żadną z nich nie grałam. Jeśli jednak ktoś dochodzi do tej fazy turnieju, to znaczy, że dobrze gra. Tu nie ma już łatwych rywalek. Tato powiedział, że przed meczem zostałaś okradziona. Opustoszono twoją szafkę w szatni... - Przyszłam rano do szatni a moja szafka była totalnie pusta. Jeszcze dzień wcześniej o godz. 19 wieczorem wszystko było na miejscu. Ciężko wytłumaczyć taki incydent, bo szafki nie są sprzątane. Nikt tam nie zagląda, nie ma dostępu, a przed wejściem stoi ochroniarz. Szafki nie są zamykane na klucze, ale szatnia jest zamknięta. Była mała afera przed meczem. Na szczęście nie miałam tam niczego cennego. To były rzeczy nikomu niepotrzebne. Pierwszy raz coś takiego zdarzyło mi się na Wimbledonie. W ubiegłym roku na US-Open ukradziono mi ipoda, ale tam kradzieże są popularne. Corocznie giną portfele i ipody. Czujesz niedosyt po tym pojedynku? Jak oceniasz swój występ w tegorocznym Wimbledonie? - Cieszę się, że jestem w ćwierćfinale Wielkiego Szlema po raz kolejny. Wiadomo, że jeśli gra z którąś z sióstr Williams, a one mają swój dzień, to niewiele jest do zrobienia. Tak było po raz kolejny. Mam nadzieję, że jeszcze im się zrewanżuję zanim zakończą karierę. Rozmawiała w Londynie Agnieszka Bialik