Trener bramkarzy reprezentacji Włoch, Andrea Pazzagli zaatakował w mediach polskiego bramkarza Artura Boruca z Fiorentiny. Pazzagli postawił tezę, że bramki Fiorentiny powinien strzec Sebastien Frey, który już wyleczył kontuzję. Artur Boruc w ostatnim czasie nie miał łatwego życia w szeregach ekipy Siniszy Mihajlovicia, zwłaszcza przez wypowiedzi Pazzagliego, obecnego trenera bramkarzy reprezentacji Włoch i byłego bramkarza "Violi", który w programie poświęconym Fiorentinie "Viola nel cuore" wyemitowanym przez "Radio Blu" stwierdził, że myślał, iż Boruc jest lepszym bramkarzem i choć podobały mu się jego parady, to uważa, że nie jest wystarczająco charyzmatyczny. Jego zdaniem Sebastien Frey jest pewniejszym bramkarzem. Do dyskusji włączył się również agent Francuza - Carlo Pallavicino, który oznajmił, że jeżeli Fiorentina nie sprzeda latem Boruca, to Frey odejdzie z "Violi". Według niego w drużynie Mihajlovicia nie ma miejsca dla tych dwóch bramkarzy. Polak wypowiedział się na boisku W meczu z liderującym Milanem Boruc miał więc niezaprzeczalną sposobność, aby udowodnić, że to właśnie on zasługuje na to, by być numerem jeden. I w pełni to udowodnił. Okazał się najlepszym piłkarzem gospodarzy, bo jako jednemu z niewielu udawało mu się skutecznie powstrzymywać akcje rozpędzonej drużyny Massimiliano Allegrego. I choć "Viola" przegrała 1-2, to polski bramkarz należał do grona bohaterów spotkania ratując zespół przed pogromem. Już w 2. minucie Artur popisał się fantastyczną paradą przy strzale Clarence'a Seedorfa, który, mimo swych 35 lat, był jednym z najbardziej aktywnych (obok Alexandre'a Pato) piłkarzy w I połowie spotkania. W 8. minucie Boruc musiał jednak kapitulować po celnym strzale Holendra, którego Gianluca Comotto, w wyniku nieudanej pułapki offsajdowej, zostawił samego w polu karnym. Boruc wyszedł do strzału, ale nie miał najmniejszych szans. Trzy minuty później celnie strzelał Pato, ale Boruc uchronił "Violę" od straty kolejnego gola. Zostawiony sam sobie przez defensywę Boruc, ratował skórę Fiorentinie w pierwszej połowie jeszcze dwa razy: w 32. minucie pewnie wybronił strzał Ignazio Abate, a trzy minuty później - uderzenie z 16 metrów Pato. Obrona Fiorentiny zaspała też przy drugim golu, którego "Rossoneri" zdobyli w 41. minucie dzięki błyskotliwej kontrze nieobstawionego zupełnie Brazylijczyka. Bardzo dobrych interwencji Boruca nie brakowało w II połowie spotkania: najpierw w 52. minucie obronił w sytuacji sam na sam ze Zlatanem Ibrahimoviciem, dwie minuty później złapał kolejny strzał Szweda, aż wreszcie wyszedł zwycięsko z pojedynku z Kevinem-Princem Boatengiem. Z charakterem tylko Boruc Mecz z Milanem zakończył się porażką 1-2, bo kontaktowego gola dla gospodarzy zdobył w 79. minucie Juan Manuel Vargas. Nie zmienia to jednak faktu, że Fiorentina grała słabo i bez charakteru (poza nielicznymi przebłyskami napastników Violi). Z charakterem zagrał tylko Boruc. Nie dziwi więc, że włoscy dziennikarze przyznali Polakowi wysokie noty. Uznali go za najlepszego piłkarza gospodarzy i jednego z dwóch (obok Vargasa) piłkarzy Mihajlovicia, którzy wyszli cało z poniesionej przez Fiorentinę klęski. Swoim występem na Stadio Artemio Franchi Boruc potwierdził swoją wysoką formę i udowodnił, że numer "jeden" wśród bramkarzy "Violi" jest tylko jeden. Przy takiej dyspozycji Boruca, może się okazać, że drużynie z Florencji będzie się opłacało sprzedać po tym sezonie polskiego bramkarza (o czym się mówi już od jakiegoś czasu), ponieważ zainkasuje za niego przynajmniej cztery razy tyle ile na niego wydała (ok. miliona euro). Polak nie narzeka na brak ofert, szczególnie tych napływających z ligi angielskiej. Po porażce z Milanem Fiorentina spadła na dziesiąte miejsce w tabeli, a w przyszłym tygodniu czeka ją ważne starcie na własnym boisku z Juventusem. Augustyn gra, Glik negocjuje W niedzielę na boiskach Serie A doszło też do ciekawie zapowiadającego się, choćby ze względu na udział dwóch Polaków, starcia Bari z Catanią. Outsider Serie A - Bari, który w ostatniej kolejce wygrywając z Parmą 2-1 zdobył pierwszy od 6 stycznia komplet punktów, podejmował pełną nadziei po zwycięstwie na swoim boisku z Palermo 4-0 drużynę Catanii, która jednak jeszcze nie wygrała w tym sezonie żadnego wyjazdowego meczu. "Galletti" ("Koguciki") z kolei nie cieszyli się z trzech "oczek" na własnym boisku od ponad sześciu miesięcy (ostatnio wygrali 26 września z Brescią 2-1). Przed meczem z Catanią pojawiły się głosy, że kierownictwo Bari chce definitywnie wykupić za 300 tys. euro, wypożyczonego z Palermo Kamila Glika. Poważnym problemem mogą się jednak okazać ambicje zawodnika, który otwarcie mówi o chęci wsparcia "Biało-czerwonych" na Euro 2012, a zajmujący przed 32. kolejką Serie A ostatnie miejsce w tabeli "Galletti" są pierwszym pretendentem do gry w serie cadetta (tak nazywana jest Serie B). Kamil, który zadebiutował w Bari 6 stycznia tego roku i to w świetnym stylu (Włosi określili to "ottimo esordio"- "wspaniałym debiutem") w zwycięskim meczu z odwiecznym rywalem Lecce (1-0), wie doskonale, że żeby przekonać do siebie Franciszka Smudę musi grać. W Palermo nie szło mu najlepiej, a włoscy dziennikarze pokpiwali, że bardziej integruje się z kibicami Palermo, niż z kolegami z drużyny, bo większość czasu podczas meczów spędzał albo na ławce, albo wręcz na trybunach. Wybrano Kamila najgorszym w meczu! Po styczniowym debiucie w Apulii Glik grał już jednak dużo gorzej: włoscy dziennikarze doszli do wniosku, że jest zbyt wolny i nie nadaje się do gry w Serie A. W meczu z Napoli Kamil zwyczajnie nie nadążał za szybkimi i trzymającego piłkę krótko przy nodze zawodnikami wicelidera. W meczu z Bologną Glik został wybrany najgorszym piłkarzem spotkania! Nic dziwnego, że mecz z Parmą Polak rozpoczął na ławce, by wejść na ostatnie 18 minut. - To normalne, jest nas w końcu dwudziestu dwóch i trener musi dać szansę wszystkim. Ja grałem ostatnio w reprezentacji i być może Mutti doszedł do wniosku, że potrzebuję trochę odpoczynku" - mówił po tym spotkaniu Glik. W szeregach "Galletti" krążyły jednak głosy, że trener Bortolo Mutti stracił zaufanie do Glika, co potwierdził fakt, że na mecz z Catanią nie wpuścił Polaka nawet na minutę. Catania, zajmująca przed tą kolejką 14. miejsce, zagrała z Błażejem Augustynem, który odpokutował już za czerwoną kartkę, którą obejrzał w spotkaniu z Genoą. W 33. minucie prowadzenie gospodarzom dał Alessandro Gazzi, który uderzył głową w światło bramki po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Gergely Rudolfa. Bliski wyrównania był Gonzalo Bergessio, ale jego rajd w kierunku bramki Jeana Francois Gilleta zakończył się niecelnym strzałem. To, co nie udało się Bergessio, udało się tuż przed przerwą w 44. minucie Maximiliano Lopezowi, który minął dwóch obrońców Bari i umieścił piłkę w siatce. W drugiej odsłonie obie drużyny miały okazje na zmianę wyniku, ale specjalista od stałych fragmentów gry Rudolf trafił w słupek, a strzał Alejandro Gomeza minął bramkę Gilleta. Spotkanie zakończyło się remisem 1-1, który pozwolił Catanii zrównać się punktowo z Chievo. Strata dwóch punktów to dla Bari kolejnym gwóźdź do trumny. Występ Augustyna spodobał się włoskim dziennikarzom, którzy wystawili mu notę 6,5 pisząc, że po kilku meczach rozegranych jako boczny obrońca, Polak wrócił do środka obrony i udowodnił swoją wartość wykazując się pewnością w odbiorze piłki (wygrał trzy na cztery pojedynki) i zapałem do gry. W następnej kolejce Bari zagra na wyjeździe z Ceseną, a Catania zmierzy się u siebie z Lazio (oba mecze 17 kwietnia w niedzielę). Sabina Oleksy