No i wpadł jak śliwka w kompot. Bo skrytykował całość tuż przed tym, jak Polacy zdobyli w rewelacyjnym stylu dwa medale. Szalenie zadziwił mnie ten mój wygadany kolega, minister sportu w tzw. gabinecie cieni (czyli grubasów, cieniasy zakazane). Bowiem poseł Mirosław ze sportem ma taki sam związek, jak ja z Chórem Aleksandrowa przez to mianowicie, że też lubię głośno zawodzić, tyle że nie w Sejmie, a przy goleniu. Mirek od lat uprawia jedną tylko dyscyplinę, zresztą typową dla porządnych chłopskich synów, mianowicie golf. Jest nawet parokrotnym mistrzem świata parlamentarzystów, z czego wniosek, że wszędzie indziej posłowie, zamiast głupotą, chyba zajmują się robotą. Tyle że golf ze sportami zimowymi łączy wyłącznie kolor piłeczki, trochę to mało, żeby się kompetentnie wypowiadać. Pana posła Mirka wszelako rozumiem. Od miesięcy jego partia kolejne klęski nazywa sukcesami, dlatego nie dziwota, że dla równowagi z sukcesów robi klęski. Jest to zresztą zgodne z moją Regułą Odwrotności, (RO, alfabetycznie wielki krok na prawo od PO). Mianowicie jak się już nie spodziewaliśmy w Turynie niczego dobrego, no to dobro spadło nam prosto z nieba w postaci medali Kowalczyk i Sikory. I chociaż każdy z nas nawet sto takich medali zamieniłby na jeden piłkarski, na mundialu, naprawdę warto było przeżyć te kilkanaście minut ogromnej niepewności i jeszcze większej radości. Przewyższającej zdecydowanie smętny acz olimpijski finał hokeja Szwedów z Finami. Ale pora na miłosierdzia kapkę (nie mylić ze Zdzichem Kapką). Każdy z nas miewa bowiem dość częste problemy z prognozowaniem, nie tylko Mirosław. Gdyby zresztą typowanie było takie proste, wszystkie firmy bukmacherskie padłyby dawno temu na pysk, tymczasem mają się one zadziwiająco doskonale. Weźmy się zatem wspólnie, drogi Mirosławie, raczej za typowanie pogody. Zwłaszcza że już za tydzień rusza liga, no i biomet będzie szczególnie istotny. Od pewnej kobiety z radia usłyszałem, że mistrzowie olimpijscy Szwedzi uczczą swój lodowy triumf, fundując nam do spółki z Arktyką mroźną i dłuższą zimę - aż do 10 marca. A to oznacza, że w pierwszej kolejce faktycznie możemy mieć ptasią grypę. Zmarzną mianowicie w Kielcach brazylijscy podopieczni prezesa Ptaka. Szczególnie, że zazwyczaj silnie na tej kielecczyźnie powiewa. Zresztą jakoś wcale nie przytłacza mnie tych 17 Brazylijczyków z Pogoni. Codziennie nucę sobie (przy goleniu, jak już nieopatrznie zdradziłem Państwu wcześniej) piękną balladkę pani Katie Melua. Wiec wyśpiewuję razem z nią taką dziwaczną treść o 9 milionach rowerów w Pekinie... I zawsze wtedy myślę: mają te pekińczyki aż 9 milionów rowerów, ale ani jednego dobrego kolarza! Więc dośpiewuję do Katie jeszcze jedną linijkę, znaną od lat chyba stu: "Psiakość, ilość nie przechodzi w jakość".