Wychowanek kieleckiego klubu niedawno dostał pierwsze w karierze powołanie do reprezentacji Polski, na co zapracował m.in. dobrymi występami w Lidze Mistrzów. Leszek Salva: Porównując siły Vive i Hamburga, wygląda na to, że to będzie pożegnanie Kielc z Ligą Mistrzów? Paweł Podsiadło: - Nie zgodzę się. To jest sport, a piłka ręczna wyjątkowo specyficzna i nie takie rzeczy widziała. Jest mnóstwo przypadków, że słabszy wygrywa z mocniejszym. Dlatego nie możemy tak mówić, zwłaszcza przed meczem. Ale trudno sobie wyobrazić trudniejszą "Mission immpossible" niż wyeliminowanie Hamburga? - Dlatego wcale o tym nie myślimy. Chcemy nawiązać równorzędną walkę z Hamburgiem i dopiero potem będziemy mogli rozmawiać o wyniku. Bez walki nie mamy czego szukać. Ale wasza walka to tylko jedna z wielu okoliczności niezbędnych do osiągnięcia korzystnego wyniku. - No tak. Musimy liczyć na dużo słabszy dzień HSV, ale z drugiej strony wątpię czy taki nastąpi. Oni mają tylu zawodników na najwyższym poziomie, że trudno się spodziewać by ogarnęła ich jakaś zbiorowa niemoc. Na pewno my musimy zagrać z pełnym zaangażowaniem, jak z Vesprem czy Rhein Neckar Löwen. Cel minimum na dwumecz z Hamburgiem? - Nie mamy takiego. Każdy by chciał przejść Hamburg ale trzeba myśleć realistycznie. Chcemy wypaść jak najlepiej. Jesteście już inną drużyną niż pół roku temu na początku rozgrywek Ligi Mistrzów? - Zagraliśmy w tych rozgrywkach 10 meczów, nabraliśmy doświadczenia i to na pewno będzie procentować. Ale czy już w sobotę, to nie wiem. Na razie to się mierzymy z facetami, których oglądaliśmy dotąd w telewizji. Jak byłem młodszy, to imponowała mi gra Blażenko Laćkovića (lewy rozgrywający reprezentacji Chorwacji i HSV Hamburg - red.). A w sobotę chciałbym mu jak najbardziej uprzykrzyć życie (śmiech). Rozmawiał Leszek Salva