Sprawa wprowadzenia do programu igrzysk olimpijskich nowej konkurencji wywołała w kajakarskim środowisku spore poruszenie, ale też głośny sprzeciw. ICF postanowiła promować slalom ekstremalny, licząc, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) przyzna dodatkowe dwa komplety medali. MKOl zgodził się na propozycję, ale nie chciał zwiększać liczby konkurencji w danej dyscyplinie, co wiązałoby się też ze zwiększeniem liczby sportowców. Ponadto, według słów prezydenta ICF Jose Perureny, sprint kajakowy mógł stracić część obsady, by zmniejszyć liczbę startujących. W ostatnich dniach środowisko sprintu kajakowego - trenerzy, zawodnicy i szefowie krajowych federacji - głośno protestowało przeciw takim rozwiązaniom. Prezes Polskiego Związku Kajakowego Tadeusz Wróblewski zwrócił się z pisemnym apelem do sternika międzynarodowej federacji, by nie redukować konkurencji. "Aktualnie proponowane przez ICF zmiany spowodowały konsternację w środowisku, także naszą. Nie wiem, jaka będzie skuteczność listu, który wysłałem do prezydenta Perureny. Był to mój obowiązek jako prezesa Polskiego Związku Kajakowego, aby zwrócić uwagę sternikowi światowego kajakarstwa, że to błędna droga, prowadząca naszą dyscyplinę do ograniczeń i powolnego upadku..." - napisał Wróblewski. Protesty nie przyniosły skutku i ostatecznie ICF zdecydował o wprowadzeniu slalomu ekstremalnego, argumentując, że jest on niezwykle widowiskowy, emocjonujący, a oficjalni nadawcy telewizyjni są bardzo zainteresowani nowym produktem. Sternik PZKaj nie ukrywa rozczarowania decyzją światowej federacji. "Z tyłu głowy liczyłem się z taką decyzją, ale zawsze człowiek ma do końca nadzieję, że rozsądek zwycięży. Moim zdaniem ICF nie podjął walki z MKOl o swój interes. Te tak ważne zmiany nastąpiły bez wcześniejszych konsultacji ze środowiskiem, z krajowymi związkami. Jestem zawiedziony tą decyzją. Prawda jest taka, że sprint jest podstawą całej dyscypliny, Nie wymaga on wielkich wymagań, po prostu bierze się kajak i się pływa - na rzekach, jeziorach czy innych akwenach. Slalom ekstremalny wymaga urządzeń, bazy, do tego są potrzebne specjalne tory" - powiedział PAP Wróblewski. Jak dodał, nie ma jeszcze konkretnej informacji, które konkurencje sprinterskie zostaną wycofane. Na pewno po jednej stracą kajakarki i kajakarze. "Słyszałem nieoficjalnie, że może to dotyczyć rywalizacji jedynek na 200 m. Trochę byłaby to irracjonalna decyzja, bowiem to stosunkowa młoda konkurencja olimpijska, która pojawiła się dopiero w 2012 roku w Londynie, a wiele obiektów zostało specjalnie przystosowanych do rozgrywania wyścigów na 200 m, które są widowiskowe" - tłumaczył. Slalom ekstremalny rozgrywany jest m.in. na torach przystosowanych do tradycyjnych slalomów. Istotną różnicą jest, że rywalizacja odbywa się w czwórkę, również trzeba omijać tyczki i jest to sport bardzo kontaktowy. W trakcie wyścigu zawodnicy muszą obowiązkowo wykonać tzw. eskimoskę, czyli przewrót kajakiem pod wodą. W Polsce oficjalne zawody odbywają w Krakowie, do tej pory dwukrotnie rozegrano mistrzostwa kraju. W tym roku startowało w nich 16 mężczyzn i siedem kobiet. "Często biorą w nich udział obecni zawodnicy ze slalomu albo też ci, którzy już zakończyli kariery" - wspomniał szef PZKaj. Wróblewski uważa jednak, że skoro tak mało popularna konkurencja pojawi się na igrzyskach 2024 roku, to warto w niej zaistnieć. "Będę chciał jak najszybciej spotkać się z naszymi specjalistami od slalomu i zacząć działa, tym bardziej że czasu pozostało niewiele. Nie wykluczam, że takich fighterów, rozbójników, jak ich nazywam, znajdziemy wśród odważnych kajakarzy z +płaskich+ torów, to samo dotyczy dziewczyn" - podsumował. Na igrzyskach w Tokio kajakarze będą rywalizować o medale w 12 konkurencjach w sprincie oraz w czterech w slalomie.(PAP)Marcin Pawlicki