- "Eskimoskami" nazywamy wywrotki w kajaku, po których natychmiast wstajemy. Na wcześniejszych sesjach treningowych kilka mi się zdarzyło, podobnie jak chyba każdemu z zawodników. To wynika z trudności toru, jest jednym z najcięższych na świecie, na jakich pływałam. Duża masa wody, sporo walców, spadków, fal. Z tym wszystkim trzeba walczyć - powiedziała PAP Pacierpnik, która w eliminacjach zajęła dziewiąte miejsce. Jeśli zawodniczka KKK Kraków powtórzy ten wynik w czwartkowym finale, znajdzie się w dziesięcioosobowym finale. Pacierpnik dopingować będą rodzice i brat, którzy przyjechali do Londynu. - Bardzo wiele będzie zależało od pogody. Przez kilka dni była ładna, dopiero dziś zaczęło padać. Ale nam, kajakarzom górskim, mżawka nie przeszkadza. Oby tylko nie było ulewy, zaś w ogóle najgorszy jest silny wiatr. Często w Krakowie na początku sezonu zdarzają się zawody w zimnie i deszczu. Natomiast rok temu podczas mistrzostw świata w Bratysławie tak wiało, że organizatorzy musieli przesunąć rywalizację o dwa dni. Płynęłam na bramkę, a tu myk i... jej nie ma. Posypało się sporo "50", czyli kar 50 sekund doliczanych do czasu przejazdu za ominięcie bramki lub jej niewłaściwe pokonanie. Taki wiatr potrafi wypaczyć wyniki - przyznała 24-letnia Pacierpnik. Polacy już kilka razy trenowali w Lee Valley White Water Centre, gdzie odbywają się olimpijskie zmagania. - Byliśmy w październiku 2011 roku i na trzech sesjach w 2012. Pogoda była rozmaita, od słońca po wiatr i chłód. Jestem ciekawa, jak zostanie ustawiona trasa. Przepisy są takie, że identyczna jest w dwóch przejazdach eliminacyjnych, a zmieniana na półfinał i finał - dodała. Pacierpnik pochodzi chyba z najbardziej znanej polskiej miejscowości, jeśli chodzi o kajakarstwo górskie - Drzewicy. - Dzieci i młodzież mają niewielki wybór - albo piłka nożna, albo kajakarstwo. Czyli dla dziewczyn chcących uprawiać sportu nie ma żadnej opcji. Gdy ja zaczynałam, w wieku 9-10 lat, była nas duża grupa. Z czasem kolejni się wykruszali i zostałam ja oraz Piotrek Szczepański, który startuje w Londynie w slalomie C-2 - stwierdziła zawodniczka mieszkająca w Krakowie i studiująca tam turystykę i rekreację. We wtorkowe południe Pacierpnik spacerowała po tzw. części międzynarodowej wioski olimpijskiej. - Igrzyska są niesamowite, spotykamy wielu sportowców z całego świata. Na żadną gwiazdę jeszcze się nie natknęłam, lecz z drugiej strony nie siedzę pod ich drzwiami i nie czatuję. Gdybym miała trochę czasu wolnego, z chęcią pojechałabym zobaczyć mecz siatkarzy. - Powoli rozglądam się za olimpijskimi pamiątkami, pewnie kupię jakąś koszulkę. Nie miałam żadnych specjalnych zamówień z kraju - podkreśliła. Pacierpnik nie narzeka na dojazdy na tor olimpijski. - Do tej pory robiliśmy tak, że od razu zostawaliśmy na dwa treningi, aby nie tracić czasu w autobusie. Zresztą jedziemy dość krótko, 30-40 minut. Spokojnie da się wytrzymać. Podczas jednego z powrotów trafiliśmy na korek i jazda przeciągnęła się do godziny. Ale to już było po zajęciach, więc aż tak bardzo się nam nie spieszyło. A w wiosce przede wszystkim przebywamy w mieszkaniach i odpoczywamy. W czwartek muszę zrobić swoje i czekać jak popłyną rywalki - zakończyła fanka narciarstwa zjazdowego.