Maciej Malczyk: - Najbardziej gorący temat to w tej chwili przygotowania do igrzysk, ale wróćmy do niedawnych mistrzostw świata na krótkim basenie w Manchesterze. Czy dwa brązowe medale to szczyt możliwości pływaków? Paweł Słomiński: - Trudno się było spodziewać, że w Manchesterze będzie bardziej kolorowo niż w Eindhoven. Cieszą nas wyszarpane medale Mateusza Sawrymowicza i Pawła Korzeniowskiego. Te mistrzostwa pokazały, że świat pływa niesamowicie szybko. Najwyższa więc pora by zabrać się do pracy i dobrze przygotować do igrzysk. Po Korzeniowskim było widać, że to schyłek formy po pięciu tygodniach startów. On jednak potrzebuje dużej ich liczby - musi bowiem szukać swojego tempa, a nie oglądać się na rywali. Nie może się bać ostro zacząć i narzucić swoje warunki. Myślę, że to było dla niego dobrą nauką. Na temat grupy prowadzonej przez Mirosława Drozda nie chcę się wypowiadać - zawodnicy byli bardzo przez niego chwaleni i trudno powiedzieć dlaczego nie pływają dobrze. Do igrzysk w dużej mierze będziemy przygotowywać się wspólnie - praktycznie połączyliśmy nasze programy. Na niezłym poziomie popłynęła Agata Korc, ale nie poprawiła rekordów życiowych. Na długim basenie otarła się o minimum olimpijskie, jednak nie przełożyło się to na start na krótkiej pływalni. Z tego co wiem do walki o kwalifikację będzie przygotowywać się w USA pod okiem Mike'a Bottoma. Czy start sztafety 4x200 m można nazwać rozczarowaniem? - To co pokazali panowie w wieczornym finale to był wręcz skandal - i bez względu na to, że nie popłynęli Korzeniowski oraz Przemysław Stańczyk. Różnica między występem rano i wieczorem była sygnałem, że nie chciało im się walczyć. Wszyscy w związku jesteśmy zbulwersowani taką postawą - zawodników czeka poważna rozmowa. Korzeniowski, Stańczyk i Łukasz Gąsior mają indywidualną kwalifikację, ale Michał Rokicki, Łukasz Gimiński i Łukasz Wójt muszą pokazać się właśnie w sztafecie, że im zależy. Nie rozdzieramy jednak szat - to na pewno nie był szczyt możliwości tej grupy. Prowadzona przez pana grupa zawodników wyjeżdża niebawem na zgrupowanie - rozpoczyna się decydujący okres przygotowań do igrzysk. - Zgadza się. W środę, 23 kwietnia udajemy się do Sierra Nevada na trzy tygodnie. Polecą Korzeniowski, Otylia Jędrzejczak, Łukasz Gąsior oraz członkowie sztafety 4x200 m - Rokicki i Gimiński. Wracamy do kraju przed finałem Grand Prix w Ostrowcu Świętokrzyskim (17-18 maja). Dzień po zawodach, już z grupą Drozda, jedziemy do Lignano we Włoszech. Tam będziemy trenować przez dwa i pół tygodnia, a później wystartujemy w Rzymie. Będzie to ostatnia szansa na wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej dla kilkunastu pływaków. Po starcie w Rzymie grupa Drozda wraca do kraju i będzie trenować w Szczecinie lub Gorzowie Wielkopolskim. Ja, z podopiecznymi, jadę na kilka dni do Cannet, gdzie wystartujemy w mityngu. W tym okresie bardzo potrzebujemy występów. Po zawodach wrócimy na tydzień do Ostrowca Świętokrzyskiego. 25 lub 26 czerwca cała kadra uda się na drugie zgrupowanie wysokogórskie w Sierra Nevada. Będziemy tam do połowy lipca. Przed aklimatyzacyjnym zgrupowaniem w Japonii wystartujemy jeszcze w Szwajcarii. Do Pekinu przyjedziemy na trzy dni przed igrzyskami. Obok treningów w wodzie zawodników czeka rozbudowany program pracy na lądzie - zajęcia w siłowni, praca nad skocznością, zajęcia w terenie. Będziemy też trochę pracować nad techniką, choć nie będzie to łatwe, bo nie ma na to czasu. W Manchesterze nie wystartowała Otylia Jędrzejczak, która wraca do dyspozycji po chorobie. Jak spędziła ostatnie tygodnie? - Trenowała w Warszawie i pracowała bardzo solidnie. Wprowadzam jej nowy bodziec treningowy - będzie miała "zająca". W tej roli występuje jej kolega klubowy Paweł Rurak. Wspólnie pływają na AWF, Paweł pojedzie również na wszystkie zgrupowania oprócz pierwszego w Sierra Nevada. W trudnych momentach ma ją ciągnąć, a czasami wystąpi jako rywal. Będę mu wyznaczał tempo, którego w normalnym treningu Otylia nie jest w stanie zrealizować sama. Obserwowałem te zajęcia i pierwszy raz widziałem, żeby trening sprawiał jej taką radość. Widać, że znalazła nową motywację. Fakt, że nie pojechała do Manchesteru dobrze wpłynie na jej udział w zgrupowaniu w Sierra Nevada - trenuje od trzech tygodni i będzie dobrze wprowadzona w zajęcia. Pozostali kadrowicze po MŚ dostali kilka dni wolnego i będą dopiero wchodzić w trening. Wielokrotnie wspominał pan, że na oceny przygotowań do kwalifikacji olimpijskich przyjdzie czas po powrocie z Manchesteru. Pan zajmuje się treningiem Korzeniowskiego, Jędrzejczak, Mateusza Matczaka i Sławomira Kuczki. Jakie wnioski nasunęły się po ostatnim, intensywnym okresie startów? - Jedno jest pewne - ciężko jest zrobić program, który będzie idealny dla wszystkich. Jak widać po wynikach plan treningów był najbardziej optymalny dla Korzeniowskiego. Przygotowania odrobinę zakłócił wyjazd na zawody przedolimpijskie w Pekinie. Motorem napędowym mojej grupy jest Jędrzejczak, a ona bardzo chciała pojechać do Chin. Gdybym wiedział, że tak się potoczą późniejsze losy - tam się rozchorowała, to na pewno nie pozwoliłbym na ten wyjazd. Tego przewidzieć się jednak nie da. Mimo to jej stanu przygotowań nie sposób ocenić - miała dużą przerwę ze względu na chorobę, zachwiane były również kwestie motywacji. Patrząc na Matczaka i Kuczkę myślę, że im ten wyjazd nie pomógł. Lepiej by było, gdyby w tym terminie mogli solidnie trenować. Nie zmienia to jednak faktu, że do pracy wykonywanej przez Matczaka na treningach mam duże zastrzeżenia. Wielokrotnie sygnalizowałem mu, że w mojej grupie pojawił się by się ścigać z Korzeniowskim, a nie pływać sobie za nim. Z kolei Kuczko po problemach osobistych i kłopotach z motywacją podjął dobrą drogę by wrócić do pływania na wysokim poziomie. Być może po prostu nie zdążył z formą. Teraz przygotowuje się do startu w Rzymie. W Rzymie grupa kilkunastu zawodników i zawodniczek po raz ostatni walczyć będzie o minimum kwalifikacyjne. Oznacza to, że po raz kolejny muszą szykować szczyt formy. Jak to się może przełożyć na ich ewentualny występ w Pekinie? - To jest zupełnie inny problem - na razie chodzi o wywalczenie minimów. Później będziemy się martwili co dalej. W Rzymie o dobry wynik może się pokusić kilka osób. Matczak, choć on ma maturę, Kuczko. Najszybciej pewnie Korc, która startuje w sprincie, a do tego stosunkowo najszybciej można się przygotować. Nie przekreślamy jednak szans pozostałych. Wcześniej - już w Ostrowcu, kobieca sztafeta 4x200 m ma walczyć o poprawienie miejsca w rankingu i udział w igrzyskach (pojedzie 16 najlepszych ekip)... - Udało nam się wprowadzić do programu Grand Prix w Ostrowcu występ reprezentacyjnej sztafety 4x200 m i będzie to ostatnia szansa by poprawić ranking. Mamy ustne zapewnienie FINA, że wyniki z tych zawodów będą brane pod uwagę, choć termin zgłaszania startów kwalifikacyjnych dawno minął. Nie będzie jednak łatwo - Jędrzejczak i Katarzyna Baranowska będą w pełnym treningu i nie szykują się specjalnie do tego startu. Czy trenerom i zawodnikom sen z powiek spędza nietypowa pora rozgrywania finałów - zamiast wieczorem odbywać się będą rano? - To jest bardzo trudne zagadnienie. Czytałem, że kilka federacji chce stosować specjalne lampy, które wpływają na hormony. Ktoś może powiedzieć, że i my powinniśmy zastosować wszelkie możliwe środki. Nie będziemy jednak mieszać zawodnikom w gospodarce hormonalnej. Trzeba zacząć od rzeczy podstawowych - przy porannych startach pływacy muszą wcześniej wstać, by odpowiednio się przygotować, rozbudzić. Nasi zawodnicy są dosyć wygodni - lubią spać do samego końca, zjeść śniadanie i pobiec na start z pełnym żołądkiem. Będziemy nad tym pracowali na zgrupowaniach. Więcej będzie też mocniejszych akcentów na porannych treningach. Trudno jednoznacznie powiedzieć jak to wpłynie na wyniki w igrzyskach. Startowaliśmy w zawodach przedolimpijskich i pływali lepiej w rannych finałach niż w wieczornych eliminacjach. Nie wiem jakie to może mieć znaczenie globalnie - będą padały dobre rezultaty, ale może też być bardzo dużo niespodzianek. Polscy pływacy nie mogą startować w najnowszych strojach, w których seryjnie bite są w bieżącym sezonie rekordy świata. Jak to wpływa na ich psychikę, czy przełoży się to na start w Pekinie? - Mamy podpisaną umowę z Dianą i jesteśmy dalecy od tego by ją łamać. Wszelkie odstępstwa będą zależały od samopoczucia zawodników - to ich dobro jest najważniejsze. Testowaliśmy już jednak stroje Areny, a Mateusz Sawrymowicz i Agata Korc próbowali nowego Speedo. Nie mówią, żeby to była jakaś wielka rewelacja. Trzeba być przede wszystkim dobrze przygotowanym, a kostium daje bardziej wsparcie moralne, które i naszym zawodnikom jest potrzebne. Najlepiej by było gdyby mogli wystąpić w najnowszym kostiumie Diany, w którym poczuliby się dowartościowani. Firma przysłała nam pismo z informacją, że szykują jakiś rewolucyjny produkt, ale nie ma terminów kiedy go dostaniemy. Nie popieram odstępstw od umów, które mamy podpisane. Jeśli okaże się jednak, że stroje, które otrzymamy będą brały wodę, albo nie będą dopasowane i to będzie decydować o wyniku, to będziemy na bieżąco reagować. Nie podejmujemy jednak nerwowych decyzji. Rozmawiał - Maciej Malczyk