Mario Kempes nie ma wątpliwości, że bez wzlotu z zespołem narodowym Leo Messi nie dosięgnie legendy Diego Maradony. Mistrz świata z 1978 roku mówi to, co myślą wszyscy Argentyńczycy, którzy wśród wielkich futbolowych nacji są obok Anglików najbardziej wygłodniali sukcesu. W kraju, gdzie drużyna narodowa jest świętością, a dobrzy piłkarze rodzą się na kamieniu, każdy rok posuchy boli jak wieczność. Tymczasem łzy boskiego Diego po przegranym finale Italia'90 wciąż są ostatnim wspomnieniem chwały "Albicelestes". Przez ponad 20 lat Argentyńczycy próbują wmówić sobie i światu beznadziejną opowieść o kolejnych wcieleniach Diego. Kandydatów było, co najmniej kilku, od Ariela Ortegi, przez Juana Romana Riquelme i Pablo Aimara po Leo Messiego. Tak naprawdę jednak tylko ten ostatni zdradza autentycznie nadprzyrodzony dar do gry w piłkę. Ujawnia go jednak dotąd wyłącznie w klubie. Na przystosowaniu Messiego do drużyny narodowej połamało sobie kark kilku selekcjonerów - z Maradoną włącznie. Skłonny do myślenia magicznego Diego widział w nim kolejne wcielenie siebie, czyli lidera środka boiska, którym Leo nie jest. W ogóle trudno go sklasyfikować jednoznacznie, zaczynał jako skrzydłowy i dopiero przed rokiem Pep Guardiola doszedł do wniosku, że im więcej czasu ktoś taki jak Messi spędza w polu karnym, tym lepiej dla drużyny. Leo ma dziś w Barcelonie całkowitą dowolność, bo poza geniuszem dryblera i instynktem strzeleckim potrafi zagrać prostopadłe podanie przez cały gąszcz obronny. Z chirurgiczną precyzją i błyskotliwością Xaviego, bądź Iniesty. Problem polega na tym, że choć wciąż się rozwija, z każdym meczem jest lepszy, nie powiększa swojej zdolności adaptacyjnej. Nie zna innych drużyn niż Barcelona i reprezentacja Argentyny stąd można podejrzewać, że pewnie czuje się wyłącznie na swoim. Czy z odruchów wypracowanych w "La Masia" da się zrobić 100-centowy użytek gdzie indziej? Mistrzowie świata Xavi i Iniesta nie mają z tym problemów, a jeszcze mniej Cesc Fabregas, za którym 8 udanych lat w Premier League. Historia piłki zna wielu znakomitych graczy, którzy gaśli po przenosinach w nowe miejsce. Andrij Szewczenko nie zagrał w Chelsea nawet jednego wielkiego meczu. Tyle, że w chwili wyprowadzki z Mediolanu w 2006 roku zbliżał się do trzydziestki. Kłopoty z adaptacją do drużyny narodowej zdają się wynikać z barier psychicznych Messiego. Nie jest przecież snajperem żyjącym z pracy innych, ale człowiekiem-orkiestrą umiejącym wszystko. Jeśli na Camp Nou ogrywa trzech rywali i trafiał do siatki, to nie może zapominać jak to się robi w Buenos Aires. Chyba, że nowe otoczenie budzi w nim przesadną niepewność. A ta, z każdym przeciętnym meczem dla Argentyny wzrasta, zamiast maleć. Świetnym spotkaniem z Chile "Albicelestes" zaczęli eliminacje mundialu w Brazylii. Nowy trener Alejandro Sabella szukając formuły dla Messiego postawił go wyżej niż siebie i drużynę. Poświęci swój ulubiony system 3-5-2, dla 4-4-2, byle tylko gwieździe Barcy było jak najlepiej na boisku. Od czasów Maradony Argentyńczykom zbyt bliski jest kult jednostki, by zaakceptowali, że dysponując najlepszym graczem na świecie można mieć przeciętny zespół. Czasu Messiemu wcale nie zbywa. Podczas najbliższego mundialu będzie miał 27 lat - najlepszy wiek na sukces, tyle że Brazylia to dla "Albicelestes" najbardziej nieprzyjazne miejsce na ziemi. Czekanie do mistrzostw w Rosji byłoby jednak ogromnym ryzykiem - wtedy 31-latek stanie przed ostatnią szansą w drużynie narodowej. Na zdrowy rozum ktoś taki jak Messi musi odnieść w końcu sukces w mistrzostwach świata. Gdyby się nie udało byłaby to jedna z bardziej osobliwych tajemnic futbolu. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu