Czteroletni kontrakt z Realem Madryt brzmi jak czysta abstrakcja. Od 1974 roku, kiedy królewski klub opuścił legendarny Miguel Munoz żaden trener aż tak długo na Santiago Bernabeu nie wytrzymał. Najbliżej czterech sezonów pracy byli Leo Beenhakker i Vicente del Bosque, ale nawet oni poznali, co to znaczy niecierpliwość madryckich fanów i prezesów. Od czasów Munoza trener w Realu zmieniany był 33 razy! "Klubowi trzeba stabilizacji" - powiedział Florentino Perez stawiając na Jose Mourinho. W głos zachichotał zwolniony w grudniu 2008 roku Bernd Schuster ostrzegając Portugalczyka, że z presją, jaka go czeka w Madrycie, ani w Porto, ani w Chelsea, ani w Interze się nie zetknął. Życiorys 47-letniego trenera daje dość dowodów jego charakteru. Ochrzczony przez brytyjską prasę "The Special One" będzie musiał jeszcze raz potwierdzić swoją niezwykłość. Jeden sukces już odniósł: zapatrzony ślepo w największe piłkarskie nazwiska Pereza ogłosił, że tego lata w Madrycie będzie tylko jeden galaktyczny transfer. Transfer trenera. "To już ostatni nabój w pistolecie Pereza" - wieszczy poprzedni prezes Realu Ramon Calderon. W ręce Mourinho dostaje się władza, jakiej od dekad nie miał w Realu żaden trener. Jaka magia jest w człowieku, który jako piłkarz nie zagrał nawet w I lidze? Urodzony w Setubal Jose Mario dos Santos Felix Mourinho był raczej słabym obrońcą. Kiedyś stanął nawet o krok od debiutu w najwyższej lidze, ale gdy jego ojciec Felix, trener Rio Ave kazał mu rozpocząć rozgrzewkę, z trybun zbiegł prezes grożąc, iż następnego dnia wyrzuci z klubu ich obu. Jose Mourinho przeniósł się do II ligi, potem spadł do III i to wystarczyło mu, by zrozumieć własne ograniczenia. Nie był geniuszem piłki, ale głowę miał na karku. Futbol kochał do szaleństwa, natura nie dała mu jednak wzrostu, siły i talentu. Musiał czuć się jak spadochroniarz, który pewnego dnia przegrał bitwę z lękiem wysokości. A przecież na futbol wydawał się skazany. Dziadek był prezesem Vitorii Setubal, ojciec Felix bramkarzem reprezentacji Portugalii, który zabłysnął obroną karnego wykonywanego przez Eusebio. Eusebio był herosem dzieciństwa dla Josego. Miał wszystko to, co chciał mieć Mourinho. Zawsze był perfekcjonistą. Matka, Maria Julia wspomina, że odmawiał pójścia do szkoły, jeśli mundurek nie był wyprasowany idealnie. Po lekcjach biegł na trening ojca - stawał za bramką podając piłki, które nie trafiły do siatki. Piłki były dyżurnym prezentem dla Jose na wszystkie uroczystości - matka wspomina, że jeśli nie dostał nowej na urodziny lub imieniny wściekał się jakby wszyscy o nim zapomnieli. Z tej pasji miał urodzić się futbolista. Ale urodził się trener. Gdy Jose skończył 15 lat ojciec Felix został szkoleniowcem zatrudniając syna do pisemnych analiz gry drużyn rywali. Do dziś jest to jedna z najmocniejszych stron niezwykłego trenera. Jose mógł jak frustrat kopać piłkę w III lidze, ale wolał prowadzić juniorów Vitorii Setubal. Manuel Fernandes, szkoleniowiec pierwszej drużyny szybko spostrzegł, że w klubie jest zdolny chłopak i zabrał go, jako asystenta do Estrella Amadora skąd obaj zostali zwolnieni po spadku drużyny w 1990 roku. Szczęście nie odwróciło się od Mourinho na długo. Dwa lata później angielski trener Bobby Robson zaprosił Fernandesa do wspólnej pracy w Sportingu Lizbona. Mourinho został trzecim trenerem i tłumaczem Robsona. W 1994 roku Mourinho poszedł za Robsonem do FC Porto, a po kolejnych dwóch latach do Barcelony. Jose był wtedy skromnie ubranym 33-latkiem paradującym w czapce odwróconej daszkiem do tyłu i sandałach. W kilka lat jego wizerunek uległ takiemu przeobrażeniu, że stał się idealnym słupem reklamowym dla karty American Express i garniturów Armaniego. Robson wytrwał w Barcelonie rok, kolejne trzy sezony Mourinho pracował u Louisa van Gaala - tego samego, z którym zmierzył się w ostatnim finale Ligi Mistrzów. I którego pokonał. Nie to było jednak dla niego najwyższą satysfakcją. "Większą frajdę, niż wygranie Ligi Mistrzów, sprawiło mi wyeliminowanie Barcelony" - przyznał. Klub z Katalonii to w życiu Mourinho przypadek szczególny. Pracował z Guardiolą, Xavim, Puyolem - łączy go z nimi wzajemny podziw i zażyłość. Szefowie Barcelony dwa razy odmówili mu jednak szansy poważniejszej pracy z drużyną. Kiedy podpisywał kontrakt z Realem przyznał, że do Hiszpanii ciągnie go perspektywa rywalizacji z Katalończykami. "Nie jestem jednak antybarcelonistą". Już przed dekadą van Gaal "odkrył" inteligencję i pracowitość Portugalczyka, zlecał mu najtrudniejsze analizy i w krótkim czasie odbierał wyczerpujące wyniki. Mourinho był tak punktualny, że aby nie przekroczyć umówionych terminów przywoził sprawozdania do domu van Gaala. Holender przyznał się niedawno do innych eksperymentów na swoim asystencie - podczas meczów Barcelony pytał Mourinho:, jakich zmian i jakich przesunięć taktycznych powinien dokonać? Mou zawsze wybierał najlepszą opcję. Czas samodzielniej pracy nadszedł w 2000 roku. Mourinho rozstał się ze zwolnionym z Barcelony van Gaalem, by starać się o posadę w ojczyźnie. Po 9 udanych meczach w Benfice podał się do dymisji, bo nowy prezes klubu nie chciał mu zagwarantować wystarczająco długiego kontraktu. Do dziś musi się z tego tłumaczyć kibicom. Mourinho został wschodzącą gwiazdą w skromniutkim Unia~o de Leiria, z którym wywalczył piąte miejsce tuż za Benficą. To otworzyło mu drzwi do giganta z Porto. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu, na oficjalnej stronie klubu Mourinho zamieścił szczegółowe informacje na temat metod wykorzystanych w przygotowaniach drużyny. Były nowatorskie, nieprzystające do tych, które stosowano w Portugalii powszechnie. Szczególną wagę przywiązywał do wysokiego pressingu. Wymienił w drużynie całą obronę i pół pomocy po to, by grała tak, jak chciał. Efekty przyszły natychmiast. Bijąc rekordy punktów i goli Porto zdobywało mistrzostwa kraju, Puchar UEFA, aż w końcu wygrało Champions League (2004). Było jasne, że nie ma w Portugalii drużyny wystarczająco wielkiej dla genialnego trenera. Mourinho związał się z Chelsea i Romanem Abramowiczem. Ten związek wydał na świat sześć trofeów, wśród nich dwa tytuły mistrzowskie na które Stamford Bridge czekał pół wieku. Rosjanin chciał jednak tytułu najlepszej drużyny Europy, a Mourinho dwa razy zatrzymał się na półfinale. Zwolnienie z Chelsea było najdotkliwszym niepowodzeniem w jego karierze, odreagował je w Mediolanie prowadząc Inter do triumfu w Champions League po 45 latach. Porównanie do Helenio Herrery twórcy catenaccio i sukcesów Interu w latach 60 zrodziło się w sposób naturalny. Mourinho nie przepada za tym porównaniem podkreślając, że stosuje inne metody motywacyjne. "Nie zmuszam piłkarzy, by modlili się przed meczem" - żartuje. Mourinho jest jednak głęboko religijny. Prasa hiszpańska zamieściła zdjęcia z jego pielgrzymki po Ścianę Płaczu w Jerozolimie. Niedawno, gdy był z piłkarzami Interu w Watykanie, kupił 30 krzyży i po wyjściu z Kaplicy Sykstyńskiej rozdał je wszystkim. Na początku pracy w Serie A, po meczu z Regginą podarował niepełnosprawnemu kibicowi krzyżyk, który przywiozła mu żona z Fatimy. Przed ostatnim finałem Champions League emerytowany prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, portugalski kardynał Jose Saraiva Martins powiedział, że jeśli Inter go wygra Mourinho powinien zostać "santo subito". Żonę Tami, którą ze względu na sposób rządzenia domem nazywa "najlepszą trenerką świata", poznał w wieku 14 lat. Mają dwoje dzieci Matilde i Jose, którego w koszulce Interu nosił na plecach po triumfie nad Bayernem. "Często się modlę, jestem wierzący i staram się być przyzwoitym człowiekiem" - mówi o sobie dodając jednak, że żona zostanie beatyfikowana, bo wytrzymała z nim aż tyle. Rodzinę trzyma z dala od mediów. Tami nigdy nie udzieliła wywiadu, choć w Anglii była śledzona przez prasę brukową. Mourinho chce, by presja spadała na niego, chroni bliskich, tak jak swoich piłkarzy. "Nie nazywajcie mnie arogantem, ale jestem trenerem najlepszej drużyny w Europie i myślę, że to daje mi prawo czuć się trochę wyjątkowym" - powiedział angielskim dziennikarzom, gdy przyjeżdżał do Chelsea. Ci dopisali legendę "The Special One". Ironia szybko zmieniła się w podziw, do tego stopnia, że Anglicy chcieli zrobić z niego selekcjonera. Jose odpowiedział, że na stare lata poprowadzi kadrę Portugalii. "Nie jestem The Special One, ale też nie jestem głupcem" - takim zdaniem przywitał się z Serie A. Przybył, zobaczył, zdobył, ale nie pokochał. Czy miłość Madrytu będzie dla niego łatwiejsza? Presja jest ogromna, ale na początek wystarczy przebrnąć 1/8 finału Champions League, by w "Królewscy" zapomnieli sześcioletni koszmar. Real ostatni raz był w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, kiedy Mourinho wygrywał ją z FC Porto. Liczby Mourinho z Porto, Chelsea i Interem 23 luty 2002 - wtedy ostatni raz prowadzona przez niego drużyna przegrała u siebie mecz ligowy. Ogólny bilans Mourinho z tymi trzema klubami to: 262 - zwycięstwa 82 - remisy 44 - porażki