W sobotę meczem z Algierią polscy szczypiorniści rozpoczną udział w mistrzostwach świata w Chorwacji. W pierwszej fazie zagrają później kolejno z Rosją, Macedonią, Tunezją i Niemcami, którzy dwa lata temu stanęli im na drodze do złota. - Jesteśmy inną drużyną niż dwa lata temu. Zebraliśmy sporo cennych doświadczeń, jesteśmy silniejsi psychicznie, dojrzeliśmy, a z drugiej strony rywale nabrali do nas szacunku. Wcześniej sądzili, że są u nas indywidualności, a nie ma zespołu, a teraz wiedzą, że jesteśmy groźni dla każdego - powiedział skrzydłowy reprezentacji Mariusz Jurasik, który zgadza się ze stwierdzeniem, że w przypadku polskiej drużyny historia zatoczyła koło. - Przez dwa lata sporo się działo, ale znowu jesteśmy w tym samym miejscu, co przed mistrzostwami w Niemczech. Po tamtym sukcesie przyszło rozczarowanie w mistrzostwach Europy i Pekin. Do dziś nie mogę sobie darować porażki z Islandią w ćwierćfinale. Na dziesięć meczów z tym zespołem dziewięć wygramy. Pech chciał, że przegraliśmy ten najważniejszy. To był cios. Chciałem wstać następnego dnia i zacząć przygotowania do półfinału, bo nie docierało do mnie, że nie zagramy o medale. Może, gdybym był młodszy, nie bolałoby to tak bardzo. Teraz znowu rozpoczynamy drogę na szczyt, choć osiągnąć go będzie niezwykle trudno - dodał. Polski zespół wystąpi w Chorwacji w podobnym składzie do tego, który w 2007 roku wywalczył srebrny medal. - Kilka zmian jednak jest. Przede wszystkim nie ma z nami Grzegorza Tkaczyka, który był kapitanem i prawdziwym przywódcą grupy. Wiele wnosił do drużyny nie tylko na boisku, ale i poza nim. Drużynie dawał serce i wiarę, był strasznym walczakiem. Ciągnął zespół. Żal, że go z nami nie ma, ale wierzę, że jeszcze kiedyś zagra w reprezentacji. A inni? Na pewno trener nie zamyka się w kręgu tych samych graczy. Przez dwa lata przewinęło się przez kadrę sporo zawodników, ale nieliczni wygrali rywalizację o miejsce w składzie. Jednym zabrakło umiejętności, inni muszą dorosnąć do reprezentacji - ocenił Jurasik. Jego zdaniem, Tkaczyka może z powodzeniem zastąpić Bartłomiej Jaszka. - Ostatnio zanotował kolosalny postęp, a w Bundeslidze zbiera bezcenne doświadczenie. Na pewno już w Chorwacji będziemy mieć z niego sporo pożytku - dodał. "Biało-czerwoni" przygotowywali się do MŚ od 2 stycznia. Przed tygodniem wystąpili w turnieju w Czechach, gdzie pokonali drużynę Słowacji, a przegrali z Węgrami i ekipą gospodarzy. - Choć wyniki nie były najlepsze, to sprawdzian był pożyteczny. Z meczu na mecz graliśmy lepiej, bo na początku jeszcze czuliśmy trudy ciężkich treningów. Choć na zakończenie ulegliśmy Czechom, to jako zespół zaprezentowaliśmy się najlepiej. Zaczęliśmy wreszcie "czuć siebie", organizowaliśmy ciekawe akcje... - podkreślił. - Najważniejsze jednak, że wszyscy są zdrowi. Jak nie ma kontuzji, to nastroje od razu się poprawiają. Tak było dwa lata temu, tak jest i teraz. I odpukać, niech tak zostanie jak najdłużej, nawet do samego finału - dodał. Jurasik ma nadzieję, że kibice w Chorwacji wypełnią hale tak szczelnie, jak to miało miejsce w Niemczech. - Tamten turniej był perfekcyjnie zorganizowany, a duże, pełne sale sprawiały, że człowiek aż rwał się do gry. W Chorwacji też na trybunach pewnie będzie gorąco, ale to nam nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, lubimy grać przy żywiołowym dopingu - zaznaczył zawodnik Rhein- Neckar Loewen, który po sezonie wróci do Polski i będzie występował w Vive Kielce. - Mogłem zostać w Niemczech, trafić do Hiszpanii czy Francji, ale oferta z Kielc była konkretna i dobra. Żal było nie skorzystać, tym bardziej, że dalsza tułaczka niekoniecznie mi się uśmiechała. Na stare lata człowiek myśli o stabilizacji - zakończył z uśmiechem 32-letni Mariusz Jurasik.