To był dreszczowiec godny stawki turnieju. Zacięta walka, zwroty akcji i niesamowity doping wypełnionej niemal do ostatniego miejsca Hali Ludowej we Wrocławiu. Po ostatnim gwizdku sędziego kibice nieco zamilkli, bo ostatni rzut Karola Bieleckiego obronił szwedzki bramkarz Peter Gentzel i nie wiadomo było czy z remisu się cieszyć, czy martwić brakiem zwycięstwa. Po kilku sekundach widownia jednak nagrodziła oba zespoły potężną owacją, bo przynajmniej widzieli, że Orły Wenty zrobiły w tym meczu bardzo dużo, żeby wygrać. A publiczność od początku spisywała się znakomicie, tak samo zresztą jak polscy piłkarze. Biało-czerwone trybuny były ósmym zawodnikiem gospodarzy, którzy od początku zagrali bardzo agresywnie w obronie. A w piłce ręcznej to podstawa sukcesu. Polacy zmuszali Szwedów do błędów w ataku, dobrze bronił Sławomir Szmal. Świetnie funkcjonowała w polskim zespole współpraca z kołowym - Bartosz Jurecki był w pierwszej połowie bezbłędny czterokrotnie trafiając do bramki rywali. W 13. minucie po pięknym rzucie w okienko Marcina Lijewskiego Polska prowadziła nawet 4 golami - 7:3. Trener gości po 20 minutach sprawdził na boisku 12 spośród swoich czternastu zawodników, ale nie przynosiło to efektu. Wziął czas, ale wciąż tracił do Polaków trzy bramki, a jego zespół był momentami bezradny. Kim Andersson, czołowy bombardier mistrza Niemiec THW Kiel dwa razy w ogóle nie trafił w bramkę, raz obronił go Szmal, a poza tym zarobił dwie minuty za głupi faul. Ale dobra gra kosztuje. Polaków kosztowała siły, ale też przyniosła rozprężenie. Bogdan Wenta przez 23 minuty grał tylko ósemką zawodników polu. Dopiero wtedy pojawili się na niej Bartłomiej Jaszka, Krzysztof Lijewski i Paweł Piwko. Karol Bielecki wszedł na boisko dopiero w drugiej połowie. Pierwsze ostrzeżenie przyszło w 23. minucie, gdy Szwedzi doszli nas na 8:7 ale szybkie dwie koleje bramki Polaków znów uspokoiły sytuację. Nieskuteczni w tej fazie meczu podopieczni Wenty mogli dobić rywala, ale to rywal dobił ich. I to w ostatniej minucie pierwszej połowy. Trzy szybkie gole dały Szwedom remis 10:10. Druga połowa była jeszcze bardziej zacięta. Tym razem przewaga Polaków nie była tak wyraźna, góra dwie bramki. Najlepszym polskim zawodnikiem był Bartosz Jurecki, który każde podanie do siebie zamieniał na gola. Ale Szwedzi cały czas grali spokojnie jakby czekali na swój moment, szybko zdobywali bramki i łatwo znajdowali do tego pozycje. I w końcu się doczekali. Kwadrans przed końcem zdobyli cztery gole z rzędu, wyszli na prowadzenie 20:18 i przez kilka minut utrzymywali dwubramkową przewagę. Końcówka była niesamowicie dramatyczna. W 57. minucie Polacy znów wyszli na prowadzenie po golach Bartosza Jureckiego i kolejnej bombie Bieleckiego, ale wyrównał z drugiej linii Arrhenius. Szwedzka obrona dwukrotnie zablokowała Marcina Lijewskiego i Bieleckiego i goście przejęli piłkę. Tym razem na miano bohatera biało-czerwonych zasłużył bramkarz Marcin Wichary, który swoją kapitalną postawę w drugiej połowie skwitował broniąc rzut z drugiej linii Oscara Carlena. Polacy mieli dziesięć sekund na akcję, ale 40-letni szwedzki bramkarz obronił rzut Bieleckiego. Kluczowy dla awansu Polaków będzie jutrzejszy mecz z Islandią. Jeśli wygramy, nic nas nie zatrzyma w drodze do Pekinu, a zwłaszcza Argentyńczycy... Leszek Salva, Wrocław Wynik: Polska - Szwecja 22:22 (10:10) Polska: Sławomir Szmal, Marcin Wichary - Grzegorz Tkaczyk 2, Bartłomiej Jaszka 0, Karol Bielecki 6, Michał Jurecki 0, Marcin Lijewski 1, Krzysztof Lijewski 0, Mariusz Jurasik 0, Paweł Piwko 0, Tomasz Tłuczyński 4, Bartosz Jurecki 9, Artur Siódmiak. Szwecja: Tomas Svensson, Peter Gentzel - Martin Boquist 1, Mattias Gustafsson 1, Henrik Lundstrom 5, Kim Andersson 0, Jonas Kallman 0, Magnus Jernemyr 0, Jan Lennartsson 4, Fredrik Lindhal 0, Dalibor Doder 4, Robert Arrhenius 6, Jonas Larholm 1, Oscar Carlen 0. Sędziowali: Gilles Bord i Olivier Buy (obaj Francja). Kary: Polska 2, Szwecja 10 minut. Widzów 6,5 tys.