Gdy kapitan złożył piłkarzom i trenerom gratulacje z okazji awansu na Euro, pozostali pasażerowie nagrodzili kadrowiczów rzęsistymi brawami. Już w trakcie lotu Orły Leo były głośno zagrzewane do walki w starciu z Serbami, choć do niego zostało jeszcze ponad dwa dni. O donośne "Polska! Biało-czerwoni" zadbali triumfatorzy turnieju o Puchar Wielgusa - chłopcy z UKS Lider z Nowego Sącza i dziewczęta z UKS Stilon Gorzów (wszyscy rocznik 1996), którzy w nagrodę zostali zabrani na mecz. Część z jedenastolatków narzekała, że nie poleciał największy ich idol - Ebi Smolarek. Większość fachowców przyznawała jednak rację Leo Beenhakkerowi, że piłkarze, którzy nie raz i nie dwa dowiedli swą przydatność do kadry - Ebi, Maciej Żurawski, Artur Boruc i Jacek Krzynówek - zostali odesłani do swych domów. - Leo bardzo dobrze zrobił. Teraz na pewno Ebi pozostanie żywym monumentem narodu, a gdybyśmy nie daj Boże przegrali z Serbami, to mógłby spaść z piedestału - analizował rzecznik PZPN-u Zbigniew Koźmiński, po czym dodał z przekory: - Ale gdyby taką decyzję (o pozostawieniu filarów w domu) podjął jakiś polski szkoleniowiec, to byście go zmieszali z błotem. Beenhakkera za to samo chwalicie. Belgrad przywitał Polaków mglistą i zimną pogodą (1 stopień Celsjusza). Przylot naszych piłkarzy nie wzbudził zainteresowania tutejszych mediów. Na lotnisko w każdym razie nie pofatygował się żaden ich przedstawiciel. Menedżer Polaków Jan de Zeeuw miał zgryz i jeszcze w trakcie lotu zastanawiał się, gdzie zorganizować popołudniowy trening. - Wszędzie leży śnieg. Nie wykluczone, że ćwiczyć będziemy na stadionie Partizana, albo na jakimś sztucznym boisku - mówił. Kamil Kosowski dopytywał się nas, do jakiego koszyka podczas losowania finałów Euro 2008 może trafić Polska. - Naprawdę, możemy trafić na Austriaków? Ale jeśli trafimy na Francję, czy Włochy, to też się nie obrażę. Jak wygrywać, to z mocnymi - powiedział z właściwą sobie pewnością siebie. Michał Białoński, Belgrad