Mecz zaczął się jak baśń autorstwa holenderskiego pisarza Beenhakkera o sukcesach polskich piłkarzy. Już po sześciu minutach Dariusz Dudka pięknie obsłużył Wojtka Łobodzińskiego, który w sytuacji sam na sam nie dał szans najlepszemu bramkarzowi świata. Płaskim strzałem przy słupku pokonał Petra Czecha. Nie minęła 11. min, a Euzebiusz Smolarek powinien podwyższyć po niemal identycznej akcji. Prostopadłe podanie otworzyło drogę do bramki i jemu, ale w sytuacji sam na sam Czech jakimś cudem sięgnął piłki. Za moment - po faulu Jacka Bąka zapachniało golem dla Czeskich Lwów. Sprytnie rozegrany wolny - podanie do wybiegającego za murem Milana Barosza stworzyło stuprocentową okazję napastnikowi Portsmouth. Barosz z kąta miast strzelać podawał wzdłuż bramki, więc nasi obrońcy zażegnali utracie gola. Czesi mieli przewagę optyczną. Dawaliśmy się momentami zamknąć w polu karnym. Tak jak w 20. min, gdy związał naszych obrońców Jan Koller. Po dograniu z lewego skrzydła czeski olbrzym strzelał z dwóch metrów, ale Artur Boruc pokazał, że wcale nie jest gorszy od wielkiego Petra Czecha. Boruc nie byłby Borucem, gdyby nie dał jeszcze większego popisu. Zrobił to w 34. min. W sytuacji sam na sam powstrzymywał szalejącego Barosza i dotknął jego lewego buta. Czech aktorsko upadł, ale umówmy się - sędzia Stelios Trigonos miał podstawy do podyktowania "jedenastki". Ale to co zrobił Artur z jej wykonawcą - Janem Kollerem, to historia w stylu "czapki z głów"! Boruc nie obronił, a złapał rzut karny! Działo się to już przy stanie 2:0 dla Polski po tym jak zdecydowany atak i wycofanie piłki przez Smolarka do Mariusza Lewandowskiego, a przede wszystkim techniczny strzał w okienko defensywnego pomocnika dały nam piękną bramkę! Po przerwie Czesi przycisnęli. Momentami wchodzili w naszą obronę jak chcieli. Szybkimi, krótkimi podaniami robili wiatrak z naszych obrońców. Ale po strzałach Sionki, czy Kollera rezerwowy bramkarz Łukasz Fabiański interweniował równie pewnie jak Boruc. W 80. min Plasil głową z najbliższej odległości przestrzelił. Ale ostanie słowo powinno należeć do biało-czerwonych. Tyle, że Maciej Żurawski zmarnował kontrę czterech na dwóch. Zamiast dograć w tempo na lewo, oddał na prawo i to "na plecy" Rafała Murawskiego. Wynik 2:0 i tak jest dla naszych wspaniały i dodaje im splendoru. To trzechsetne zwycięstwo polskiej reprezentacji w historii piłki nożnej. Polska - Czechy 2:0 (2:0) Bramki: 1:0 Łobodziński (6. z podania Dudki) 2:0 Lewandowski (29. z podania Smolarka) Polska: Artur Boruc (46. Łukasz Fabiański) - Marcin Wasilewski, Jacek Bąk, Michał Żewłakow ŻK, Grzegorz Bronowicki (77. Jakub Wawrzyniak) - Wojciech Łobodziński (83. Rafał Murawski), Dariusz Dudka, Mariusz Lewandowski, Jacek Krzynówek - Euzebiusz Smolarek (66. Tomasz Zahorski), Artur Wichniarek (46. Maciej Żurawski). Czechy: Petr Czech - Zdenek Pospech, Zdenek Grygera ŻK, David Rozehnal, Tomasz Ujfaluszi (46. Kadlec) - Libor Sionko (76. Stanislav Vlczek), Jan Polak, Marek Matejovsky, Jaroslav Plasil (85. Marek Kulic) - Jan Koller ŻK, Milan Barosz. Sędziował Stelios Trifonos z Cypru.