Poeta Luis de Camoes napisał kiedyś o swoim kraju, że leży "tu, gdzie kończy się ziemia, a zaczyna morze". Te słowa można wyczytać na cokole kamiennego krzyża koło latarni w Cabo da Roca, najbardziej na zachód wysuniętym cyplu Europy. Na wietrznym skalistym wybrzeżu, wpatrując się w błękit Oceanu Atlantyckiego, można zrozumieć co czuł Henryk Żeglarz, główny twórca portugalskiej szkoły żeglarstwa, decydując się na mecenat najbardziej odważnych podróży. To dzięki niemu i jego wsparciu Vasco da Gama odkrył morską drogę do Indii i dosłownie otworzył swojej ojczyźnie okno na świat. Obecnie Portugalia pozostaje krainą bajecznych pałaców skrytych w lasach, ponurych murów mauretańskich zamków okalających wysokie góry i miasta, europejską stolicą kawy i słodyczy, a także rajem dla miłośników wzmacnianych win typu porto czy moscatel. Jest też miejscem, gdzie ludzie całym sercem kochają futbol, żyją życiem piłkarzy i oglądają godzinami mecze swoich ulubieńców. Fakt, iż kilka tygodni temu zakończyły się rozgrywki ligowe i rywalizacja o europejskie puchary spowodowały pewną pustkę w życiu "tubylców". Jednak telewizja szybko ją zagospodarowała i we wszystkich serwisach informacyjnych donosi o każdym treningu, sparingu oraz o najdrobniejszych szczegółach ze zgrupowania reprezentacji piłkarskiej tego kraju. Transmisja meczu towarzyskiego z Mozambikiem spowodowała, że niemal w każdej pastelarii, cafeterii czy restauracji trudno było znaleźć wolne miejsce wśród mieszkańców zgromadzonym przed telewizorami i dopingujących swoich ulubieńców. Po rozpoczęciu MŚ czerwono-zielone szaliki, flagi i koszulki można spotkać na każdym kroku, a ulice miast pustoszeją gdy zbliża się godzina meczu reprezentacji Portugalii, choć niewiele mniejszym zainteresowaniem cieszą się występy Brazylii, dawnej kolonii słynącej z doskonałej kawy. Dziś oba kraje łączy głównie język i filiżanka bardzo mocnej "małej czarnej", będąca obowiązkowym dodatkiem do aż nadto słodkiego ciastka, karmelowego flanu czy kremowego musu czekoladowego. Obok niej na stoliku można znaleźć kieliszek porto i popielniczkę pełną wypalonych papierosów. W oparach dymu i ciasnych lokalach atmosfera gęstnieje z każdą minutą meczu, a kolejne udane zwody i zagrania wzbudzają entuzjazm. W miejscowej prasie nie ma dnia i okładki, na której nie pojawiłaby się twarz 25-letniego Cristiano Ronaldo. To on ma "niczym Vasco da Gama poprowadzić portugalską flotę do najcenniejszego skarbu światowej piłki nożnej" - to tylko jeden z cytatów oddających nabożność z jaką tu podchodzi się do mundialu. Tuż przed finałami MŚ można było odnieść wrażenie, że cały kraj wstrzymał oddech w trosce o dyspozycję Ronaldo, gdy we wszystkich dziennikach ukazały się zdjęcia "lizbońskiego romansu" najdroższego piłkarza świata. Tuż przed odlotem do RPA spędził on kilka dni w malowniczej stolicy z 24-letnią rosyjską modelką Iriną Szajchlisłamową. Paparazzi uwiecznili m.in. ich upojne chwile na jachcie zacumowanym w marinie w Cascais, kurorcie nadmorskim na Wybrzeżu Lizbońskim sąsiadującym z kosmopolitycznym Estoril, romantyczną kolację w kameralnej restauracji i pospieszne wsiadanie do czarnego Audi po wizycie w jednym z modnych nocnych klubów. Teksty w gazetach są pełne niepokoju o to, czy gorące uczucie Ronaldo nie odwróci jego uwagi od "strzeleckiej misji" jaką ma wypełnić na mundialu. Jeden z tabloidów poszedł nieco dalej, analizując plusy i minusy - tych jak się okazuje jest dwukrotnie mniej - uprawiania seksu przed ważnymi występami na boisku.