W każdy weekend tysiące amatorów staje na starcie zawodów sportowych. W tym samym czasie spora część zarażonych chorobą zwaną sportem zastanawia się nad zakupem nowych butów do biegania, roweru, a może stworzeniem przyjacielskiej drużyny, z którą raźniej będzie przemierzać kolejne kilometry. Niezaprzeczalnie sport coraz głębiej przenika do codzienności i potoczna moda na bycie w formie staje się nie tylko stylem życia mniej lub bardziej na pokaz. Ma także wpływ na przyspieszenie dynamiki sfery przemysłu czasu wolnego, która to z kolei przekłada się na gospodarkę kraju. Sport w XXI wieku to bowiem biznes, a problem wyszkolenia kadr trenerskich, pokątnego chowania pieniędzy do kieszeni, komercjalizacja oraz ciemna strona amatorskiego zamiłowania do aktywności fizycznej to aspekty, które niekoniecznie chętnie podejmowane są jako temat w publicznej debacie. O części z problemów na zapleczu sportowego podwórka mówił Robert Korzeniowski podczas X Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. - Jako trener i osoba zaangażowana w projekty sportowe dostrzegam problem w kadrach, które mogłyby rozwijać sport. Co mam na myśli? Bardzo słabe przygotowanie trenerów i instruktorów. Nie ważne jaka jest liczba szkół sportowych, czy AWF-ów. Przykładowo kiedy mamy do czynienia z rekrutacją trenerską do klubu, w którym pracujemy z młodzieżą i z dziećmi, to praktycznie rzecz biorąc nie ma kompetentnego trenera, który może zajmować się młodym człowiekiem w wieku 6-12 lat. Albo jest on nauczycielem w szkole i nie zajmuje się konkretną dyscypliną, albo uciekł już do innego biznesu - tłumaczył czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie sportowym. - Pas transmisyjny tworzy się pomiędzy igrzyskami olimpijskimi a zawodami podwórkowymi i imprezami masowymi, które odbywają się dzisiaj praktycznie w każdym mieście i we wszystkich dyscyplinach od gier zespołowych po bieganie i triathlon. Sport wyczynowy to wierzchołek piramidy. Są to drużyny i zespoły liczone w setkach tysięcy ludzi. Natomiast sport młodzieżowy, dziecięcy, masowy, rodzinny to są miliony sprzedanych butów i osób na sportowych weekendach - mówił w stolicy Górnego Śląska Korzeniowski. Za moment na szyjach zawiesimy szaliki z napisem "Polska". W mediach społecznościowych nie ustanie przy tym moda na zdrowy tryb życia. Bój na boisku to jedno. Poza meczami kamery zwrócone zostaną w stronę drugich połówek piłkarzy. Część z nich zapewne zachęci, aby choć na chwilę ruszyć się sprzed telewizora, a w przerwie nie uzupełniać zapasów chipsów i słonych paluszków. Są tacy, którym mundial z pewnością nie będzie kolidował z codzienną aktywnością. Opłaty startowe zobowiązują. W weekend są zawody. Co z tego, że połowa startujących podpisuje oświadczenia o swoim stanie zdrowia w ciemno. Skoro biegam od kilku miesięcy i nic mnie nie boli, to ja nie przebiegnę maratonu? - Często dowiadujemy się z mediów o tym, że zawodnik zmarł, albo miał poważny kryzys na trasie. Podpisuje w momencie odbioru numeru startowego deklarację, że jest w dobrym stanie zdrowia i robi to na własną odpowiedzialność. Co więcej, znam firmy, które promują bieganie i mają wśród swoich pracowników ofiary śmiertelne. Każdy lekarz powie oczywiście, że lepiej jest się ruszać, ale wypadek i tak może się wydarzyć. Lepiej jednak, żeby się nie wydarzył - przekonywał utytułowany sportowiec. Podczas kwietniowego maratonu w Krakowie na ulice wybiegło prawie sześć tysięcy biegaczy. W tym samym czasie w Warszawie na dwóch dystansach rywalizowało około dwadzieścia tysięcy uczestników. Oczywiście tylko garstka z nich biła się o czołowe lokaty, ale niewątpliwe każdy stanął na starcie z jasno określonym celem. Dobiec, a może wykręcić wymarzony czas. Podczas debaty o przemyśle czasu wolnego w Katowicach nagle pojawia się pytanie z cyklu "co by było gdyby". A dotyczy właśnie obowiązkowych badań lekarskich zanim zdecydujemy się na udział w imprezach masowych o sportowym charakterze. Trudno jest nie zgodzić się ze zdaniem, że nie każdy organizm przyzwyczajony jest do takiego wysiłku, jaki zafundowała mu głowa pełna ambicji. - W odpowiedzi organizatorzy imprez mówią, że spadnie nam liczba uczestników. W trzech krajach europejskich, które mają się bardzo dobrze, jeśli chodzi o turystykę - we Włoszech, Francji i Hiszpanii - są wymagane odpowiednie certyfikaty medyczne i nie spotkałem się z tym, żeby imprezy o skali maratonu paryskiego miały problem z frekwencją. To czterdzieści tysięcy startujących rokrocznie i wszyscy mają certyfikat - powiedział Robert Korzeniowski. Kolejna z jednych z ciemnych stron sportowego zaplecza? Proszę bardzo. - Mamy problem, jeśli chodzi o orzeczenia sportowo medyczne dla dzieci i młodzieży, bo wydawane są one w stopniu dużego skomplikowania. Mamy tak zwany problem z "doktorem pieczątką". Kolejna kwestia to przeświadczenie, że wygrywają tylko oszuści. Lepiej lub gorzej schowani, ale oszuści. Wiele światowych korporacji wycofuje się ze sportu, albo też ma spore obawy do tego, czy można inwestować - dodał olimpijczyk. Od sportu czysto amatorskiego szybko odwracamy głowę w innym kierunku. Warto zastanowić się, gdzie podziała się idea rywalizacji oparta na głęboko zakorzenionych wartościach, kiedy liczyła się praca i wynik osiągnięty dzięki niej. W pewnym sensie na jej piękno nakładana jest dzisiaj maska - pieniędzy, układów oraz pytanie czy to wszystko sprzeda się w mediach. - Dzisiaj stroną, z którą najbardziej liczą się związki sportowe, są media, zastanawiające się, czy to się sprzeda, czy będzie się o tym mówić, komentować i czy jest to wreszcie atrakcyjne. Stąd też zmiany, jeśli chodzi o siatkówkę i mecze trwające po cztery godziny. Musiały zmienić się przepisy, ponieważ nie mieściło się to w żadnych kryteriach - podsumował Robert Korzeniowski. Aleksandra Bazułka