Zinedine Zidane był wielkim piłkarzem. Był też wspaniałym człowiekiem, niosącym ogromną pomoc biednym i dzieciom. Przez te wszystkie lata wspaniałej kariery miał jednak gdzieś głęboko ukrytą w sobie drugą - gorszą - naturę. Ten drugi, brutalny "Zizou" postanowił ujawnić się w 110. minucie finału piłkarskich mistrzostw świata. Właśnie w tym momencie Zidane dał się sprowokować wyzwiskom Marco Materazziego i uderzył włoskiego obrońcę głową w klatkę piersiową. Druzgocący i okropny widok. Idol milionów ludzi na całym świecie i najlepszy piłkarz ostatniej dekady traktuje rywala niczym bokser worek treningowy. Źródło najpiękniejszych wartości oraz najwspanialszy bohater w ułamku sekundy zamienił się w brutala. Widok łysej głowy, która z ogromną siłą kieruje się ku piersi rywala zapamiętamy bardziej, niż wszystkie piękne akcje i bramki, które padły podczas niemieckiego mundialu. Tegoroczny mundial był ostatnim turniejem, w którym zagrał Zinedine Zidane. Przed rozpoczęciem mistrzostw świata urodzony w Marsylii piłkarz zapowiedział, że definitywnie zakończy karierę wraz z ostatnim meczem reprezentacji Francji na niemieckich boiskach. Po pierwszym meczu w grupie G (0:0 ze Szwajcarią) wydawało się, że Francja ze swoim wspaniałym liderem szybko zakończy udział na mundialu. Kolejny remis z Koreą i druga żółta kartka dla Zidane'a sprawiły, że szanse "Les Blues" na wyjście z grupy zmalały do minimum. Na ten mecz specjalnie jechałem ponad 300 km do Lipska, aby zobaczyć "Zizou", który zawiódł podobnie jak jego koledzy. Dopiero zwycięstwo z Togo bez pauzującego za kartki Zinedine'a dało Francji drugie miejsce w grupie i perspektywę meczu z Hiszpanią w 1/8 finału. To właśnie pierwszy mecz fazy pucharowej pokazał odrodzenie Zidane'a. Strzelona bramka oraz asysta przy golu Patricka Vieiry uzmysłowiły wszystkim, że wielki mistrz obudził się, aby dać wspaniały popis gry w swoim ostatnim występnie na światowych boiskach. Zwycięskie spotkanie z Brazylia w ćwierćfinale to również zasługa wielkiego "Zizou". To on egzekwując rzut wolny wspaniale znalazł Thierry'ego Henry, który tylko przyłożył nogę i obrońca tytułu musiał pakować się do powrotu do Brazylii. W półfinale wygrał wojnę nerwów i perfekcyjnie wykonał rzut karny, który dał Francji awans do wielkiego finału. W berlińskim finale od początku spotkania błyszczał. Kiedy w 7. minucie podszedł do rzutu karnego nawet przez chwilę nie zwątpił, gdy piłka odbiła się od poprzeczki, następnie od murawy i wyszła w pole. Zachowywał się tak, jakby właśnie w ten ryzykowny i spektakularny sposób planował wykonać "jedenastkę" . Piłka po jego strzale minęła linię bramkową i Zidane znów był bohaterem! W dogrywce mógł zostać podwójnym bohaterem, gdy w 104. minucie uderzał głową pod poprzeczkę. Był bliski strzelenia drugiej bramki w meczu i swojej czwartej na mundialu! Gdyby w bramce Włochów nie stał Gianluigi Buffon, a inny golkiper, to zapewne Francja wzniosłaby Puchar Świata. Bramkarz Juventusu jednak wspaniale obronił strzał Francuza i chwilę później rozegrał się dramat, który na długo pozostanie w naszej pamięci. Bez cienia wątpliwości Zinedine Zidane był wielkim piłkarzem. Za kilkanaście lat jego nazwisko będzie wymieniane jednym tchem z takimi gwiazdami jak Pele, Garincha, czy Maradona. Koszmarny widok z finału mistrzostw świata w Niemczech, kiedy głowa "Zizou" wbija się w klatkę piersiową Materazziego, nie może przekreślić tylu wspaniałych goli, akcji, zwodów oraz podań, które Zidane wykonał podczas ponad 10 lat wspaniałej kariery. Dlatego też, nigdy nie dokończę powiedzenia "od bohatera do ..." myśląc o ostatnim w karierze meczu wielkiego "Zizou". Dla mnie Zidane pozostanie największym piłkarzem, jakiego mogłem oglądać na światowych boiskach. Andrzej Łukaszewicz Zobacz opis meczu Włochy - Francja Zobacz galerię z meczu Włochy - Francja