Do elektrowni w Tenkafie wdarło się kilkuset ludzi uzbrojonych w noże, kamienie i łomy. Trzech pracowników zostało rannych, tylko dlatego, że awarie prądu uniemożliwiły mieszkańcom śledzenie piłkarskich mistrzostw świata. Na turnieju we Francji (1998) reprezentacja Bangladeszu oczywiście nie grała, ale dla 10 milionów ludzi w południowej Azji zmagających się z niedolą jednego z najbiedniejszych państw świata, to, co działo się w Paryżu było tak niezwykle ważne. Chcieli oglądać stolicę Francji nie ze względu na Wieżę Eiffla, Luwr, czy Katedrę Notre-Dame, ale piłkę posłuszną stopom piłkarzy. Plany ikony zniweczyła kontuzja Tuż przed kolejnym mundialem w Korei i Japonii nawet królowa angielska włączyła się do debaty na temat kontuzji Davida Beckhama. Nie tylko Zjednoczone Królestwo drżało o zdrowie kapitana, Anglik był w Azji ikoną, jego nieobecność przyniosłaby organizatorom i sponsorom wielkie straty. Wtedy zdołał dojść do siebie, teraz miał znacznie mniej szczęścia. Dla występu w RPA porzucił miliony Ameryki wracając do Mediolanu. Tam miał się przygotować do mistrzostw, plany zniweczyła kontuzja. Klub od reprezentacji różni się tym, czym kochanka od żony Marzenie o siedmiu meczach mundialu przyćmiewa piłkarzowi wszystkie inne. Graczem Manchesteru się bywa, bywa się zawodnikiem Realu, by potem przejść do Galaxy, czy Milanu. Piłkarzem reprezentacji jest się raz na zawsze. Polak Michał Żewłakow w ostatnich latach poznał dobrze smak Ligi Mistrzów. Pytany, czym się różni klub od reprezentacji odpowiedział frywolnie, że tym, czym kochanka od żony. Mówiąc bardziej prozaicznie: w klubie piłkarz zarabia na życie, w kadrze pracuje na nieśmiertelność. Kim byłby Paolo Rossi, gdyby nie mundial w Hiszpanii, albo inny włoski król strzelców mistrzostw świata Salvatore Schilacci, który 20 lat temu na Italia'90 zdobył niemal wszystkie swoje gole w reprezentacji? Żaden inny turniej nie wyniósłby kogoś takiego na piedestał. Zdominowany przez rywalizację klubową świat piłki, kręci się dziś bardzo szybko. W Lidze Mistrzów mecz goni mecz, gol gola, a jedna faza drugą. Jak na karuzeli zlewają się szczegóły, aż wreszcie raz na cztery lata ziemia przestaje obracać się jak szalona. Miliony euro płacone za piłkarzy tracą znaczenie, gdy Włoch staje obok Włocha, a Francuz obok Francuza. W Hiszpanii zdominowanej przez rywalizację Realu z Barceloną drużyna narodowa zdawała się być brzydkim kaczątkiem, aż wygrywając Euro 2008 zmieniła się w pięknego łabędzia. Jej kapitan Iker Casillas bez skrępowania powiedział, że wszystkie sukcesy z Realem oddałby za ten jeden bez wahania. Gdy świat staje się piłką futbolową Rywalizacja klubów jest codzienną strawą dla fanów piłki, rywalizacja drużyn narodowych jest odświętnym obiadem dla wszystkich. Nie trzeba śledzić transferów, ani znać się na taktyce, żeby dać się porwać rywalizacji Anglii z Argentyną. Zwłaszcza od czasu wojny o Falklandy, a potem meczu na meksykańskim mundialu, którego legendę tworzyły gole Maradony (pierwszy zdobyty ręką, drugi najpiękniejszy w historii). Czasem bramki są jednak tylko tłem. Po ostatnim finale w Niemczech niewielu ludzi wspominało o golach Zidane'a i Materazziego, ale ich starcie w dogrywce każdy pamięta. Mundial to czas, gdy świat staje się piłką futbolową. Przeżyłem na żywo trzy turnieje o mistrzostwo świata, na trzech różnych kontynentach (Ameryka, Azja, Europa). Nie mniej niż piłkarze klasy Maradony, Stoiczkowa, Baggio, Romario, Ronaldo, czy Beckhama zauroczyła mnie pomysłowość ich kibiców. Miasta, do których przybyli zmieniali w Wieżę Babel, tyle że różne języki nie przeszkadzały im w porozumieniu. W tym sportowym galimatiasie tancerki z Rio współistniały z fakirami w ich happeningach. Rodzynków w fazie grupowej nie braknie Pięć ostatnich finałów mistrzostw Europy przekonało mnie do teorii przyciągania się tak podobieństw, jak różnic. Kibice w zgodzie zjeżdżali się z całego kontynentu, ale każdy Norweg chciał być odróżniany od Szweda, a każdy Szwajcar od Niemca. W jednoczącej się Europie, ludzie akcentowali z dumą swoją odrębność, a podstawowym sposobem były barwy, w których paradowała ich drużyna. Futbol jest zjawiskiem globalnym, ale rozbudza lokalny patriotyzm. Kilka dni temu portugalski trener Jose Mourinho zdobył dla włoskiego klubu tytuł najlepszego w Europie nie wystawiając do podstawowego składu ani jednego Włocha. Spytajcie mieszkańca Italii, czy bardziej sobie to ceni, niż tytuł mistrza świata zdobyty cztery lata temu przez "Scuadra Azzurra"? Przeciwnicy mundiali przypominają, że turniej jest monstrualny, a w rozciągniętej na jego połowę fazie grupowej rzadko dochodzi do meczów porywających. To prawda, że piłkarze z Korei, Algierii, czy Hondurasu są dla większości z nas kompletnie anonimowi. W RPA spotkania Brazylii z Portugalią lub Wybrzeżem Kości Słoniowej, albo mecze Urugwaj - Francja, Argentyna - Nigeria, Niemcy - Serbia, Holandia - Dania, czy Anglia - USA będą rodzynkami dwutygodniowej rywalizacji w grupach. Za to od fazy pucharowej afrykańskie mistrzostwa powinny być już porywające nawet dla najwybredniejszych. Chyba każdy z nas jest ciekaw jak Leo Messi zniesie współpracę z Diego Maradoną i czy "Ręka boska" da szansę bohaterowi Champions League Diego Milito? Ekstrawagancki selekcjoner Argentyny obiecał rozebrać się publicznie w centrum Buenos Aires, jeśli jego drużyna zdobędzie tytuł. Rozebranego Maradony na pewno nie chciałby oglądać Carlos Dunga. Jak po fatalnym sezonie w Realu Madryt spisze się jego lider Kaka, który dawnego geniusza przypomina już tylko w kanarkowej koszulce? Po bolesnych doświadczeniach mistrzostw w Niemczech Brazylia wysłała do RPA drużynę skromniejszą (bez Ronaldinho, Ronaldo, Pato), ale bardziej zbalansowaną i zjednoczoną. Co z tego wyniknie? "Canarinhos" są dotąd jedyną ekipą, która potrafiła wygrywać mistrzostwa poza własnym kontynentem. Czy niemiecka machina poradzi sobie bez Michaela Ballacka, a najdroższy piłkarz świata Cristiano Ronaldo dorósł w końcu do liderowania Portugalczykom? Fatum mundiali chcą przełamać Hiszpanie, ich gwiazdozbiór wspomina odważnie nawet o złotych medalach. By dotrzeć do ćwierćfinału będzie się musiał jednak potykać w boju na śmierć i życie z Portugalią lub Brazylią. Chyba, że plany faworytów grupy G poplącze Wybrzeże Kości Słoniowej, a rewelacją afrykańskiego turnieju będą gwiazdy Chelsea - Didier Drogba i Barcelony - Yaya Toure? Jak spisze się czterdziestolatek? Anglicy marzą od 1966 roku, tym razem nadzieje pokładając nie tyle w Rooney'u, Lampardzie, Gerrardzie, czy Terry'm, co we włoskim trenerze Fabio Capello. Czy maestro zdołał zaszczepić niezbędny pragmatyzm jednemu z najwybitniejszych pokoleń piłkarzy angielskich? Można tak pytać w nieskończoność. Zajmujące wyda się nawet to, jak spisze się dobijający czterdziestki Meksykanin Cuauhtemoc Blanco, który już na mundialu we Francji wykonywał zabawnego kangurka (brał piłkę między stopy i skakał nad nogami rywali). Wizerunek piłki reprezentacyjnej psują mecze towarzyskie: brak stawki w dzisiejszym futbolu sprawia, że nudne potrafią być nawet klasyki Brazylii z Argentyną. Jeśli jednak spotkają się w RPA, świat wstrzyma oddech delektując się każdą z 5400 sekund, a powstałe w tym czasie legendy zostaną w pamięci na pokolenia. Champions League to rozgrywki zacięte, pasjonujące, w których gracze wspinają się na najwyższy poziom. Jestem jednak zupełnie pewien, że swoje dwa gole z ostatniego finału Diego Milito zamieniłby na jednego w grze o złoto w RPA. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1898434">Kto jest faworytem MŚ w RPA? Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego!</a> <a href="http://www.990px.pl/index.php/2010/05/28/afrykanskie-serce-do-pilki/">Mundial w RPA w rozmiarze, jakiego nie znacie!</a>