Fasnacht stawiała czoła wielu wyzwaniom, jak choćby skok ze szczytu wznoszącego się na 4700 metrów nad poziomem morza w specjalnym kombinezonie ze skrzydłami, nie czując strachu. Jednak w obliczu choroby spowodowanej wirusem COVID-19 poczuła się "spanikowana". Choroba dotknęła męża sportsmenki, ją samą oraz, "potencjalnie", ich czteromiesięczne dziecko. "Mąż był całkowicie bezwładny przez dwa dni, miał wysoką gorączkę. Cierpiał na ból pleców. Nie mogłam go dotknąć, bo miał wrażenie, że dźgam go nożem w plecy" - opowiada Geraldine Fasnacht reporterowi AFP. Jak przyznaje jej strach wynika z niemożności kontrolowania czegokolwiek. "Niepokoi mnie to, że jest to nieznane. Nic nie jest pewne i to mnie stresuje, ponieważ nie lubię tracić kontroli nad wydarzeniami, nie lubię nieznanego". Realizując swoje ekstremalne często projekty nigdy nie pozostawia nic przypadkowi. Doskonale wie, że nie ma prawa popełnić błędu. Szwajcarskie małżeństwo walczy z chorobą w alpejskiej wiosce Verbier, "Mekce" freeride'u - zjazdów z dziewiczych, stromych zboczy. Właśnie tu odbywają się snowboardowe zawody "Verbier Xtreme", które Geraldine trzykrotnie wygrała. Szukając nowych wyzwań Szwajcarka samotnie przemierzała arktyczną Ziemię Buffina i Antarktydę szukając miejsc do nowych skoków. Wreszcie w 2014 roku, jako pierwsza kobieta, skoczyła z mitycznego alpejskiego szczytu - Matterhornu. W obliczu choroby czuje jednak strach. "Nie chodzi tylko o mnie ... Chodzi o moje dziecko, obserwowałam je każdego dnia, patrzyłam na jego oczy, mierzyłam jego temperaturę. Odkryłam, co to znaczy być mamą i czuć troskę o inną osobę" - powiedziała 39-letnia sportsmenka. "Kiedy skaczemy z Matterhornu, kiedy wykonujemy pierwszy skok na Antarktydzie, gdy wielokrotnie wygrywamy Verbier Xtreme lub kiedy pokonujemy ekstremalnie strome zbocza, realizując naszą 'listę docelową', mamy wrażenie, że jesteśmy niezwyciężeni. Doświadczenie z tą chorobą uprzytomniło mi, że poczucie niezwyciężoności jest bardzo złudne..." - posumowała. sab/ giel/