Charlotte Bobcats (24-31) - Los Angeles Lakers (38-18) 109:89 Początek wyjazdowej serii w wykonaniu LA Lakers był bardzo obiecujący. Mistrzowie NBA wygrali pierwsze cztery spotkania i wyglądało jakby wrócili na właściwą ścieżkę. Jednak w spotkaniu z Bobcats zanotowali zdecydowany regres. Phil Jackson był tak zirytowany postawą swoich zawodników, że po meczu udzielił bardzo krótkiego wywiadu: "Jestem zażenowany tym co dzisiaj zrobiliśmy. To tyle, dziękuję". Kobe Bryant uciekł przed prasą nie udzielając jakiegokolwiek komentarza. W całej lidze Lakers mają ujemny bilans bezpośrednich spotkań tylko z dwiema drużynami - Boston Celtics i właśnie z Charlotte Bobcats. Przegrali z nimi 8 z 13 rozegranych dotąd spotkań, a jeśli dodać do tego, że wygrali pierwsze 3 konfrontacje, to z ostatnich 10 meczów mają bilans 2-8. Przejdźmy do samego spotkania. Gerald Wallace zaliczył 20 punktów i 11 zbiórek, a Gerald Henderson dołożył 18 punktów i zatrzymywał dzielnie Kobe Bryanta. Ten co prawda rzucił 20 punktów, ale spudłował 11 z pierwszych 16 rzutów, oddał tylko 4 rzuty osobiste i zakończył mecz z 5 faulami. Jeszcze do przerwy Lakers się jakoś trzymali. Przegrywali tylko 43-49. Trzecia kwarta okazała się decydująca. Wysoka wygrana w niej 29-17 pozwoliła gospodarzom odjechać na bezpieczny dystans i kontrolować do końca przebieg spotkania. Gracze z Charlotte trafiali z ponad 51% skutecznością z gry przy ledwie niespełna 44% Lakers. D.J. Augustin mimo kontuzji nadgarstka zagrał i zdobył 7 punktów i miał 9 asyst. Boris Diaw dorzucił 16 punktów, grając 322 mecz z rzędu. Jest to trzecia najdłuższa seria obecnie w NBA. W tej klasyfikacji prowadzi Derek Fisher - 469 spotkań z rzędu. Pau Gasol rzucił 17 punktów, miał 10 zbiórek i był najlepiej podającym w drużynie z 5 asystami. Bobcats w ostatnich tygodniach są najbardziej nieprzewidywalną drużyną w całej lidze. Co prawda przegrali mecze z Indianą i New Jersey, ale pokonali Lakers, Hawks i Celtics. To pokazuje skalę ich możliwości. Jeśli poprawią koncentrację i ustabilizują formę na mecze ze słabszymi teoretycznie rywalami ich szanse na awans do playoffs rosną. Obejrzyj skrót meczu: New Jersey Nets (17-39) - San Antonio Spurs (46-9) 85:102 Manu Ginobili trochę odpoczął w spotkaniu przeciwko Wizards i na mecz z New Jersey Nets wyszedł z wielką ochotą do gry. To on poprowadził decydujący atak Spurs na zwycięstwo w drugiej połowie, kiedy to zdobył 10 ze swoich 22 punktów. Dzięki tej wygranej mają rezultat 6-2 w trakcie 9-meczowej serii spotkań wyjazdowych, która zakończy się meczem w Chicago w czwartek. Po raz kolejny Gregg Popovich mógł dać odpocząć swoim graczom. Tim Duncan i Tony Parker nie pojawili się w ogóle na parkiecie w ostatniej kwarcie. Z resztą Spurs są drużyną, której gracze najwięcej odpoczywają. Parker ma największą liczbę minut spędzaną na boisku. Są to średnio 32.7 minuty, co jest najniższym wynikiem lidera spośród wszystkich drużyn NBA. Goście w dzisiejszym meczu wygrali wszystkie kwarty, uzyskując ostatecznie przewagę 17 punktów. Jeszcze na początku drugiej kwarty Nets prowadzili 36-31, ale Duncan, Parker i Ginobili przejęli mecz i do przerwy wynika brzmiał 59-48 dla San Antonio. W trzeciej części gry gospodarze jeszcze raz spróbowali się podnieść i zmniejszyli stratę do 66-72, ale wtedy Spurs odpowiedzieli szybkimi 8 punktami i po trzech kwartach wynik brzmiał 80-66. Ostatnią część Manu Ginobili rozpoczął od kolejnych 8 punktów, w tym 2 razy trafił za 3. Prowadzenie 88-68 sprawiło, że trenerzy wpuścili do gry swoje rezerwy i było już po meczu. Duncan i DeJuan Blair zaliczyli double-double. Pierwszy z nich miał 15 punktów i 11 zbiórek, a drugi 10 i 11. Parker i George Hill rzucili po 13 punktów, a Gary Neal - 11. Dla gospodarzy nikt nie rzucił więcej niż 11 punktów. Tyle uzbierali Travis Outlaw i Brook Lopez. Ten drugi dołożył też 10 zbiórek. Spurs mają w tym sezonie bilans 34-3 jeśli zdobywają 100 lub więcej punktów. Z kolei jeśli weźmiemy pod uwagę tylko mecze, w których Spurs mieli lepszą skuteczność z gry od przeciwnika to wynik jest jeszcze bardziej imponujący: 38-0. Obejrzyj skrót meczu: Detroit Pistons (20-36) - Atlanta Hawks (34-20) 79:94 Kluczem do zwycięstwa w tym spotkaniu okazała się obrona gości. Po tym jak w drugiej kwarcie Pistons prowadzili 15 punktami, dzięki 6 celnym rzutom za trzy, Hawks poprawili się w defensywie, wyszli na prowadzenie już do przerwy, a w drugiej połowie kontynuowali swoją grę i odnieśli cenne zwycięstwo. W całej drugiej połowie Pistons trafili tylko 28% swoich rzutów, a w samej czwartej kwarcie tylko 3 z 16. Zostali wybuczeni przez swoich kibiców. W drugiej połowie do prowadzenia 41-26 dla Pistons przyczyniły się zarówno wcześniej wspomniane rzuty za trzy, ale także świetna organizacja gry. Gracze z Detroit dopiero w drugiej kwarcie zanotowali pierwszą stratę. Jednak w tym momencie zostali złamani. Przegrali końcówkę kwarty 10-27 i na przerwę schodzili z 2-punktową stratą. Początek trzeciej kwarty to celne rzuty za trzy Mike'a Bibby i Joe Johnsona. Przez pierwsze 6 minut Pistons nie mogli zdobyć ani jednego punktu. Samo porównanie skuteczności z gry obu drużyn mówi dlaczego ten mecz tak się skończył. Hawks trafili ponad 56% swoich rzutów, a Pistons niecałe 39%. Dodatkowo przegrali walkę na deskach 26-39. Mike Bibby zakończył spotkanie z 17 punktami, 6 zbiórkami i 7 asystami, Marcin Williams dorzucił 15 punktów, a Joe Johnson 14 i 6 asyst. Dla Pistons najwięcej rzucił Tracy McGrady - 14, a Charlie Villanueva 13. Obejrzyj skrót meczu: Milwaukee Bucks (21-33) - Los Angeles Clippers (20-35) 102:78 Clippers dalej nie potrafią wygrywać na wyjeździe. Dokonali tego tylko czterokrotnie na 25 spotkań. Tym razem pokonali ich Milwaukee Bucks, którzy ostatnio przeżywali duży spadek formy. Do zwycięstwa poprowadził ich Carlos Delfino, który 21 ze swoich 26 punktów rzucił w drugiej połowie. Trafił 7 razy za trzy, co jest jego rekordem w NBA. Przez trzy kwarty mecz był w miarę wyrównany z małą przewagą gospodarzy. Już w pierwszej połowie udało im się odjechać na dystans 13 punktów (43-30), ale Clippers się podnieśli i końcówkę kwarty wygrali 15-4. W czwartej kwarcie Delfino trafił 5 trójek, w tym trzy podczas runu 14-1. Bucks, którzy są najgorsi w całej lidze w skuteczności rzutów z gry, trafili dzisiaj 51% swoich rzutów. Dołożyli też 11 z 26 udanych prób za trzy. Clippers trafili tylko 37% swoich rzutów i nie pomogła im widowiskowa jak zwykle gra duetu Baron Davis - Blake Griffin. Najlepszy debiutant tego roku zdobył 19 punktów, 12 zbiórek i 6 asyst, a Davis 22 punkty i 6 asyst. Dla Bucks 20 punktów rzucił Brandon Jennings, John Salmons dołożył 16 i 12 asyst. Obejrzyj skrót meczu: