- Jedziecie w ten weekend na mecz do Twojego poprzedniego klubu, Korony. Jak wspominasz swój pobyt w Kielcach? - Wspominam bardzo dobrze, rozeszliśmy się z Koroną w bardzo dobrych nastrojach. Fajnie, że w sobotę jedziemy na mecz właśnie tam, bo zawsze jest miło wracać do miejsca, w którym się spędziło trochę czasu. Nie mam pojęcia jak przyjmą mnie kibice, ale przez rok grając w Kielcach trochę zdrowia na boisku zostawiłem, więc myślę, że kibice to szanują - W zeszłym sezonie, grając w Koronie, można powiedzieć, że byłeś nawet trochę zdziwiony tym, jak dobrze szło Wam w pierwszej części sezonu. - To prawda, bo wszystko nam się układało - byliśmy skuteczni, a przy tym mieliśmy sporo szczęścia. Graliśmy tez momentami to, co teraz pokazuje Korona - ofensywny, radosny futbol, gra do przodu bez żadnych kompromisów i bez respektu dla rywala. W ten sposób wtedy wygrywaliśmy mecze i tym samym sposobem Korona wygrywa w obecnym sezonie. - Czy runda jesienna sezonu 2010/11 była Twoją najlepszą w karierze? - Chyba nie, choć była na pewno dobra. Najlepszą rundę w karierze miałem raczej w Górniku Zabrze. Faktem jest jednak, że tamta jesień w Koronie była rewelacyjna - zarówno dla mnie, jak i dla wszystkich chłopaków w drużynie. Graliśmy wtedy super, z polotem, byliśmy wszyscy w dobrej formie, a do tego mieliśmy wyniki i to sprawiało nam wszystkim przyjemność. - Wtedy w Koronie Twoi koledzy potrafili umiejętnie wykorzystać Twoje atuty - na brak dobrych podań nie mogłeś narzekać. - No tak, zdarzało się, że po prostu dośrodkowanie trafiało mnie w głowę (śmiech), a piłki, jakie dostawałem od mojego przyjaciela, Ediego, były znakomite. On zawsze mówił mi przed meczem - stój i czekaj, a ja na pewno jedną, czy dwie piłki Ci zagram, będziesz musiał tylko strzelić. Tak właśnie było bardzo często. - Czy to nie jest zaskoczenie, że po stracie dwóch tak ofensywnych i dobrze rozumiejących się na boisku zawodników, jak Ty i Edi, Korona wciąż spisuje się rewelacyjnie? Przed sezonem nie brakowało opinii, że to będzie pierwszy kandydat do spadku. - Widać po tym, że wszystkie te opinie "fachowców" można między bajki włożyć. Korona zaczęła ten sezon rewelacyjnie - to my tak naprawdę pozwoliliśmy im dobrze wystartować, przegrywając "frajersko" u siebie. Pierwsze wyjazdowe zwycięstwo ich uskrzydliło i dało im wiarę we własne umiejętności. Myślę, że nasze odejście z Korony - mówię o Edim i o mnie - niczego w postawie Korony nie zmieniło. Ta drużyna dalej gra bardzo dobrze, agresywnie, bezkompromisowo idąc do przodu. Efekty punktowe takiej gry też są podobne. - A co było powodem słabej rundy wiosennej Korony w minionym sezonie? - To byłaby dłuższa opowieść, ale nieco ją skracając: powiedziałbym, że wszyscy za bardzo uwierzyli, że możemy na koniec roku być na pudle. Balon został nadmuchany, oczekiwania były wielkie, jednak nie zrobiono zbyt wiele w tym kierunku, aby chociaż wzmocnić jeszcze trochę tą drużynę. W efekcie okazało się, że nie potrafiliśmy powtórzyć dobrej rundy, wiosna w naszym wykonaniu była bardzo słaba. - Do meczu w Kielcach nie przystępujecie w roli faworyta. Myślisz, że Korona może Was zlekceważyć? - Myślę, że podejdą do tego spotkania w ten sam sposób, jak do każdego innego meczu. Oni są bardzo mocno naładowani energią przez trenera Ojrzyńskiego i nie wierzę, żeby nas zlekceważyli. Choć nie ulega kwestii, że na pewno są zdecydowanym faworytem tego meczu. To może być jednak nasz atut: na to, że zdobędziemy punkty w Kielcach nikt, poza naszymi kibicami, nie liczy, więc nie ma presji. Ja mam jednak dobre przeczucie i myślę, że przywieziemy z tego wyjazdu jakieś punkty. Oczywiście, jeśli nie przeciwstawimy im takiej walki i determinacji, jaką oni prezentują, to z pewnością tam przegramy. Wierzę jednak, że umiemy dać z siebie tyle samo zaangażowania, co oni. Patrząc na potencjał obydwu drużyn - uważam, że jest on porównywalny. Korona nie jest przecież najlepszą technicznie drużyną polskiej ligi i nie gra też najładniejszej piłki w Polsce. Na pewno mamy szansę powalczyć z nimi o korzystny rezultat.