Z Wozniacki udało nam się porozmawiać, po tym jak w niewiele ponad godzinę pokonała Słowaczkę Danielę Hantuchovą 6:4, 6:2. Słowacy byli w minorowych nastrojach, gdyż dla ich turniej tenisowy tym samy się również skończył. Gratulacje awansu do ćwierćfinału! Czy to oznacza, że zrealizowałaś już plan minimum na igrzyska olimpijskie? Caroline Wozniacki: Absolutnie nie. Oczywiście, ćwierćfinał to już jest dobry wynik, ale ja bym chciała wygrać jeszcze tylko dwa mecze (śmiech). Mam taką taktykę, że jak tylko przystępuję do turnieju, to zawsze chcę go wygrać. Tak jest i tym razem, mimo że teraz trafiam na Serenę Williams. Wiem, że Serena ostatnio gra bardzo dobrze, dzisiaj Zwonariową pokonała 6:1, 6:0, więc muszę jutro naprawdę dobrze zagrać, żeby przejść do następnej rundy. Jak wypada porównanie turnieju olimpijskiego na Wimbledonie do rozgrywanego tu wielkiego szlema? - Jest inaczej, gdyż reprezentujemy swoje kraje, gramy w barwach narodowych (Wozniacki miała również w nich paznokcie - przyp. red.). Barwy kortów też są inne, naokoło wszędzie różowo. Jest wioska olimpijska, ale ja z niej nie korzystam. Dla nas, tenisistów ona jest po prostu zbyt daleko. Nie możemy ryzykować długich codziennych podróży, bo one przeszkodziłyby w należytym przygotowaniu się do meczu. Wracasz do formy, jaką prezentowałaś będąc rakietą numer "jeden" na świecie? - Cały czas robię postępy, gram dobrze. Już przed igrzyskami w tym roku osiągałam dalekie fazy kilku turniejów. Teraz koncentruje się nad tym, aby wygrywać najważniejsze piłki. To jest recepta na sukces i mam nadzieję, że okaże się skuteczna na igrzyskach. Rozmawiał na Wimbledonie Michał Białoński