Przed czterema na igrzyskach w Atenach Prielożny był asystentem Stanisława Gościniaka, prowadzącego wówczas kadrę siatkarzy. Później z powodzeniem prowadził męskie i żeńskie zespoły zdobywając z Jastrzębskim Węglem i Winiarami Kalisz mistrzostwo Polski. Zdaniem słowackiego szkoleniowca, o dobrej grze męskiej reprezentacji zadecydował udany początek. "To wiadomo nie od dziś, że łatwiej się gra, gdy wygrywa się pierwszy mecz. Nam udało dobrze się wejść w turniej, pokonaliśmy Niemców, ale z nimi musieliśmy wygrać. A Serbowie akurat na początku turnieju mieli trudnych rywali. A z nami grali już prawie z nożem na gardle. Mieli w pierwszym secie piłkę setową, ale nie wykorzystali. Widać było, że są spięci" - przyznał. Prielożny uważa, że w grze polskiego zespołu tkwią jeszcze rezerwy. "Bardzo dobrze gramy we wszystkich elementach, popełniamy mało błędów, ale za mało też podejmujemy ryzyka w zagrywce. Taki zawodnik jak Winiarski powinien zawsze serwować z wyskoku" - dodał. Polaków, którzy są pewni awansu do ćwierćfinału, czekają jeszcze dwa mecze w grupie - z Rosją i Brazylią. Prielożny uważa, że Polaków stać na zwycięstwo z reprezentacją "canarinhos". "To już nie jest ta Brazylia sprzed dwóch lat. I to brak rozgrywającego Ricardo nie jest jedyną przyczyną. Oni chyba zatrzymali się w miejscu, gdy inne zespoły poszły do przodu" - podkreślił Prielożny. Podczas, gdy męska reprezentacja kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa, siatkarki mają na koncie trzy porażki i czysto teoretyczne szanse na awans. "Nasza gra opiera się tylko i wyłącznie na ataku. Nie gramy swojej siatkówki. Nie podejmujemy ryzyka na zagrywce. Kasia Skowrońska potrafi mocno serwować z wyskoku, ale w Pekinie nie zrobiła tego chyba ani razu. Brakuje nam też pewności siebie. W meczu z Japonią to rywalki powinny być załamane, po tym jak przegrały czwartego seta. Tymczasem to nam zabrakło wiary, a do tego popełnialiśmy niezrozumiałe błędy" - stwierdził Prielożny. "Myślę, że nie można jeszcze przekreślać dziewczyn. Choć z Amerykankami nie będzie łatwo. Problem tkwi w tym, że nie potrafimy grać z zespołami spoza Europy. Lepiej byśmy radzili sobie z Serbią, Rosją czy nawet Włoszkami. Teraz musimy wygrać wysoko z Wenezuelą. Najlepiej trzy razy do 15, bo małe punkty też mogą się liczyć" - podsumował. Słowak, oglądając w telewizji igrzyska w Pekinie, nie ukrywa, że wracają wspomnienia z Aten. "Tak się akurat złożyło, że w wiosce olimpijskiej mieszkałem w bloku obok reprezentacji Słowacji. Fajnie było widzieć szczęśliwe miny rodaków, gdy zdobywali medale" - wspomniał szkoleniowiec.