(1) San Antonio Spurs - (8) Memphis Gizzlies 93:87 (1-1) Manu Ginobili zdobył w powrocie po krótkiej absencji 17 punktów prowadząc Spurs do wygranej. Kluczem do niej jednak było zatrzymanie, głównie dzięki problemom z faulami Zacha Randolpha, który w całym meczu zagrał zaledwie 26 minut, zdobywając 11 punktów. To on był głównym sprawcą niespodzianki w pierwszym meczu i niespodziewanej wygranej Grizzlies. "Manu przeniósł Spurs na wyższy poziom, dzięki niemu publiczność też inaczej reagowała na wydarzenia na boisku. Manu to Manu. Mógłby grać nawet w ciężkiej zbroi, a i tak grałby to, co normalnie." - Shane Battier z Grizzlies. Żadna z drużyn nie może zaliczyć tego meczu do zbyt udanych w ataku. Spurs rzucali jeszcze na przyzwoitym poziomie - 44%, ale Grizzlies już zaledwie 40. Różnicę zrobiły punkty po stratach. Co prawda więcej zaliczyli ich gospodarze (19-15), ale to oni lepiej wykorzystywali błędy przeciwników, zdobywając po nich 26 punktów, przy 13 gości. Decydującym momentem była sytuacja w czwartej kwarcie gdy Spurs prowadzili 82:79. Świetnie dwa razy z rzędu zachował się Tony Parker, który najpierw znalazł na obwodzie Richarda Jeffersona. Ten podanie zamienił na 3 punkty, a w kolejnej akcji Antonio McDyessa. Grizzlies w tym samym czasie zanotowali dwa faule w ataku w kolejnych dwóch akcjach i nagle zrobiło się 89:81 dla gospodarzy i było praktycznie po meczu. Zacha Randolpha próbował zastąpić Darrell Arthur i po części mu się to udało. Rzucił 8 punktów i miał 3 bloki w 21 minut. Zabrakło jednak kolejnego dobrego występu Marca Gasola. Po kapitalnej grze Hiszpana w pierwszym meczu, tym razem trafił on zaledwie 2 z 9 rzutów z gry. Co prawda dominował na tablicy zbierając aż 17 piłek, ale właśnie tych punktów zabrakło do zwycięstwa. Zawiedli także Shane Battier i O.J. Mayo, którzy byli jednymi z ważniejszych graczy w pierwszym spotkaniu, gdzie trafiali decydujące trójki. Tym razem łącznie pokusili się o zdobycz 8 punktów przy skuteczności 3 z 18 rzutów z gry. Dzięki tej wygranej Spurs wrócili do gry. Żeby odzyskać przewagę własnego parkietu muszą wygrać przynajmniej jedno spotkanie wyjazdowe. Pierwszą szansę będą mieli już w sobotnią noc. O 1:30 w Memphis początek meczu numer 3. SAS: Manu Ginobili - 17 (7 zb, 4 prz), Richard Jefferson - 16 (3x3), Tim Duncan - 16 (10 zb, 3 blk), George Hill - 16, Tony Parker - 12 (7 as), Gary Neal - 6, Antonio McDyess - 5 (3 blk), Matt Bonner - 3, DeJuan Blair - 2, Danny Green - 0 MEM: Sam Young - 17, Tony Allen - 15, Mike Conley - 13 (7 zb), Marc Gasol - 12 (17 zb), Zach Randolph - 11 (3 prz), Darrell Arthur - 8 (3 blk), O.J. Mayo - 5, Shane Battier - 3, Greivis Vasquez - 3, Leon Powe - 0 Skrót meczu: (4) Oklahoma City Thunder - (5) Denver Nuggets 106:89 Gracze Oklahoma City Thunder szybko zdobyli wysokie prowadzenie 43:17 w drugiej kwarcie, przetrwali kilka prób powrotu do gry Denver Nuggets i wygrali mecz 106:89, podnosząc stan serii do 2-0. Kevin Durant i Russell Westbrook ponownie poprowadzili drużynę do zwycięstwa. Nie rzucili tym razem 72 punktów, jak w pierwszym spotkaniu, ale łącznie zdobyte 44 punkty w połączeniu z bardzo dużym wsparciem reszty drużyny pozwoliły im zwyciężyć. To wsparcie zapewnili James Harden - 18 punktów, Serge Ibaka po 12 punktów i zbiórek oraz Kendrick Perkins - 7 punktów i 11 zbiórek. Z resztą każdy zawodnik Thunder, który pojawiał się na boisku wnosił świeżość do gry i przyczyniał się do zwycięstwa. Dla Nuggets najwięcej punktów rzucił Ty Lawson - 20, Nene i Raymond Felton dorzucili po 16. "To bardzo ważna wygrana, zrobiliśmy to, co mieliśmy zrobić, obroniliśmy przewagę własnego parkietu. Początek meczu był tak dobry jak tylko mógł być na obu końcach parkietu." - Scott Brooks, trener Thunder. George Karl, trener Nuggets: "Źle zaczęliśmy ten mecz. Całkowicie oddaliśmy kontrolę nad jego przebiegiem, Thunder byli bardzo naładowani energią. Byli od nas szybsi i prawdopodobnie też mądrzejsi. Później udało nam się zmniejszyć prowadzenie do 10, ale zabrakło nam kolejnego kroku, żeby odrobić stratę." W poprzednich spotkaniach w tym sezonie Nuggets udawało się regularnie dostawać pod kosz. Dziś ta strefa była mocno zacieśniona przez wysokich Thunder. Ibaka i Perkins robili świetną robotę na deskach, odstraszając rywali od wejść pod kosz. W sezonie zasadniczym i w pierwszym mecze play-off Nuggets rzucali średnio 47 punktów w meczu z pola trzech sekund. W meczu numer 2 zdobyli w ten sposób zaledwie 28 oczek. Decydujące dla losów meczu były dwie serie punktowe Thunder na przełomie pierwszej i drugiej kwarty. Najpierw była to seria 16:1, a potem 7:0. Wtedy właśnie gospodarze zbudowali największą przewagę - 26 punktów. Jeszcze w drugiej kwarcie serią 21:7 odpowiedzieli Nuggets, ale nie potrafili się zbliżyć bardziej niż na 10 punktów do końca meczu. Dotychczasowa historia play-off pokazuje, że szanse Nuggets na awans nie są duże. Jak dotąd w przypadkach, gdy po pierwszych 2 meczach było 2-0 dla jednej ze stron, ona wygrywała całą serię w 94%. Nuggets spróbują przełamać serię porażek z Thunder we własnej hali w nocy z soboty na niedzielę czasu polskiego. OKC: Kevin Durant - 23 (3x3, 5 as), Russell Westbrook - 21 (3x3, 7 as), James Harden - 18, Serge Ibaka - 12 (12 zb), Nick Collison - 10 (8 zb), Kendrick Perkins - 7 (11 zb), Thabo Sefolosha - 6 (3 prz), Daequan Cook - 6, Eric Maynor - 3 (5 as), Nazr Mohammed - 0 DEN: Ty Lawson - 20, Nene - 16 (9 zb), Raymond Felton - 16, Al Harrington - 15 (3x3), Danilo Gallinari - 7, Kenyon Martin - 7, Wilson Chandler - 4, J.R. Smith - 2, Kosta Koufos - 2, Chris Andersen - 0, Gary Forbes - 0 Skrót meczu: (2) Los Angeles Lakers - (7) New Orlean Hornets 87:78 (1-1) LA Lakers pokazali prawdziwy charakter. W meczu, w którym ich dwaj najlepsi gracze zagrali bardzo słabe spotkanie, potrafili odbić się i wygrać głównie dzięki grze zawodników zadaniowych. Do wygranej poprowadził ich duet Andrew Bynum i Lamar Odom. Bynum pokazał w tym spotkaniu dlaczego jest niezbędny dla Lakers w obronie tytułu mistrzowskiego. Rzucił 17 punktów, trafiając 8 z 11 rzutów z gry i zebrał 11 piłek. Lamar Odom dorzucił 16 punktów i 7 zbiórek po tym jak został zaprezentowany przed meczem z nagrodą dla najlepszego rezerwowego ligi. Obaj wypełnili w ten sposób lukę po bardzo słabych występach Kobe Bryanta (11 punktów, 3/10 z gry) i Pau Gasola (8 punktów, 2/10 z gry). Hornets w grze trzymali się dzięki duetowi Trevor Ariza - Chris Paul. Nie licząc tych dwóch, reszta drużyny rzucała ze skutecznością 32.5%. Brakowało wsparcia od reszty zawodników, przez co Hornets nie udało się wyrwać drugiego spotkania w tej serii, choć szansa na to była bardzo duża. Lakers zrobili kilka zmian w obronie w stosunku do meczu numer 1. Chris Paul był kryty na zmianę przez Bryanta, Fishera i Artesta. Naciskali go, grali z nim fizycznie, zmuszali do oddawania piłki już na początku akcji, przez co nie mógł kontrolować tempa gry, tak jak w pierwszym meczu. Przez to żaden z graczy nie mógł wejść w odpowiedni rytm, gra była po ich stronie szarpana. W dodatku kiepsko egzekwowali rzuty wolne trafiając 20 z 32. "To byłą obrona, jaką graliśmy w końcówce sezonu, gdy mieliśmy serię wygranych i w sumie to musimy robić, żeby wygrywać takie mecze jak ten, kiedy rzeczywiście ciężko jest zdobywać punkty." - Phil Jackson Monty Williams odniósł się do obrony Lakers: "Zdecydowała ich obrona. Na pewno grali dzisiaj bardziej fizycznie. Często znajdowali się na liniach naszych podań. W ten sposób odbierali nam nasze silne strony w ataku." W trzeciej kwarcie Hornets doszli rywali na 51:49, ale w tym momencie gospodarze zdecydowanie poprawili swoją grę i zdobyli 10 punktów z rzędu. Przewaga, jaką sobie wypracowali wystarczyła, żeby dowieźć zwycięstwo do końca meczu. Więcej o NBA na http://zkrainynba.blog.interia.pl