Polscy szermierze po raz pierwszy od 1976 roku wrócą do domu bez medalu olimpijskiego. Wówczas na igrzyskach w Montrealu biało-czerwonym nie udało się stanąć na podium. W Londynie ostatnią nadzieją szermierzy była rywalizacja drużynowa w kobiecym florecie. W tej konkurencji Sylwia Gruchała i jej koleżanki zdobywały mnóstwo medali mistrzostw świata i Europy. 12 lat temu w Sydney Polski sięgnęły po wicemistrzostwo olimpijskie. W czwartek nadzieje prysły już w pierwszym meczu, którego stawką był półfinał. Polska wysoko przegrała z Francją 31:42. Rozczarowania nie kryła Wojtkowiak, dla której były to już drugie igrzyska. Cztery lata temu też odpadła w pierwszej rundzie turnieju indywidualnego. - Mam tyle medali z mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Ale wszystkie zamieniłabym na jeden brązowy z igrzysk. Po turnieju indywidualnym byłam bardzo rozczarowana sobą. Nawet miałam przez moment wstręt do szermierki. Ta pierwsza walka była do wygrania. Wprawdzie później trafiłabym na Valentinę Vezzali i pewnie byłoby ciężko, to można było lepiej powalczyć - powiedziała 30-letnia florecistka. W spotkaniu z Francją pierwszy pojedynek stoczyła Wojtkowiak, która prowadziła 4:2. Potem było już pod górkę. - Żałuje tego początku, bo gdybym zakończyła tę walkę 5:2, pewnie też inaczej Sylwii by się walczyło. Wydawało się, że Ysaora Thibus miała być najsłabszą zawodniczką w drużynie, więc liczyłyśmy, że uda się nadrobić trochę punktów. A ona tymczasem walczyła z nich najlepiej - mówiła po zakończeniu rywalizacji Wojtkowiak. Zawodniczki już przed meczem nie ukrywały, że florecistki z Francji są dla nich strasznie niewygodnym przeciwnikiem. - Styl Francuzek nigdy nam nie odpowiadał. Statystyka w ciągu ostatnich czterech lat jest dla nas kiepska - jedno zwycięstwo przy ośmiu porażkach. Francuzki rzutem na taśmę zakwalifikowały się na igrzyska i dostały wiatr w żagle. Ostatnio praktycznie nie schodzą z podium - mówiła Wojtkowiak. Florecistka AZS AWF Poznań zapewniała, że do igrzysk była dobrze przygotowana. - Przez ostatnie tygodnie harowałam jak wół. Dałam z siebie wszystko. Patrząc na turniej indywidualny zabrakło trochę taktyki. Może za późno zaczęliśmy robić analizy wideo przed walkami indywidualnymi i drużynowymi. Zamiast 10 trzeba było nawet 100 razy obejrzeć rywala, żeby pewne rzeczy zapamiętać - przyznała. Polki ostatecznie zakończyły rywalizację na piątym miejscu, co jest jednak marnym pocieszeniem. Na domiar złego Wojtkowiak przytrafiła się niegroźna kontuzja. Podczas pierwszej walki meczu z Wielką Brytanią trafiła się w kolano. Zastąpiła ją Karolina Chlewińska. - Poczułam bardzo duży ból i stwierdziliśmy że nie będziemy ryzykować - wyjaśniła. Wojtkowiak na razie nie myśli o przyszłości i kolejnych igrzyskach. - Chciałam wyjechać z igrzysk z przekonaniem, że dałam z siebie nie 100, a 110 procent. Liczyłam na więcej, nie jestem minimalistką. Na pewno nie było jednak tych 110 procent. O zakończeniu kariery nie myślę, ciężko tak z dnia na dzień wszystko rzucić w kąt, gdy trenuje się szermierkę 20 lat czyli 2/3 mojego życia. Do Rio z kolei jeszcze daleka droga, ale prawdopodobnie nie będzie floretu drużynowego kobiet. Teraz czeka nas kilka tygodniu odpoczynku, a potem wracamy do pracy - podsumowała Wojtkowiak.