Najlepszy polski napastnik w Bundeslidze na koniec roku 2008 i sylwestra wybrał się z rodziną i przyjaciółmi w polskie Tatry. Jako piłkarza znają go tysiące kibiców. W końcu Artur Wichniarek to firma. Jest jednym z najlepszych napastników Bundesligi w tym sezonie i najskuteczniejszym snajperem Arminii Bielefeld. Dla swojego klubu Polak strzelił 10 goli i na półmetku sezonu zajmuje czwarte miejsce w klasyfikacji strzelców. To kibice wiedzą doskonale. Ale w rozmowie z Interia.pl "Król Artur" pokazuje jaki jest poza boiskiem. Dał Niemcowi kwaśnicę Wbrew pozorom Wichniarek nie kreuje się na gwiazdę. Jest całkiem zwyczajnym człowiekiem i zapewnia, że takim chce pozostać. Gdy założył swoją futrzaną zimową czapkę, mógł całkiem anonimowo poruszać się po narciarskim stoku. Jednak gdy tylko zdjął nakrycie głowy, momentalnie oblegali go kibice piłkarscy, których - jak się okazuje, nie brakuje nawet w górach. Artur znalazł czas dla każdego i cierpliwie podpisywał autografy i fotografował się z fanami. Z ekipą Interii snajper Arminii spotkał się w tradycyjnej drewnianej góralskiej karczmie. Mimo siarczystego mrozu zaproponował, aby wywiad przeprowadzić na tarasie, z którego rozpościerał się widok na stok narciarski i górskie szczyty. - Zimowy urlop, to dla mnie przede wszystkim zima, śnieg i mróz. Można odpocząć i pojeździć na nartach. A Wyspy Kanaryjskie zostawiam na letnie wakacje - zdradza zapytany przez nas, czemu nie wyleguje się na piaszczystych plażach jakiegoś egzotycznego kraju. Przyznaje również, że podczas tegorocznej wyprawy sylwestrowej postanowił zająć się promocją Polski i jej atrakcji turystycznych. Dlatego do Zęba zaprosił kolegę z Arminii Bielefeld, Markusa Schulera, który dzięki Wichniarkowi mógł osobiście przetestować polskie stoki narciarskie, a także przekonać się o walorach kwaśnicy z żeberkami. Nie pytaliśmy go o wrażenia, ale wyglądał na bardzo zadowolonego. Oprócz obrońcy Arminii, "Królowi Arturowi" podczas urlopu towarzyszyła żona Kasia, córki Maja i Emilia, teściowie oraz przyjaciele. Wszyscy zamieszkali w specjalnie wynajętym domu, a jego gospodyni przyrządzała im regionalne specjały. Pyskaty czy szczery? Wichniarek to wdzięczny rozmówca, lecz uchodzi za osobę kontrowersyjną i trudną we współpracy. Mówi się, że ma ciężki charakter i swoimi wypowiedziami zraża do siebie ludzi. Nieraz ostre słowa kosztują go wiele pieniędzy i wyrzeczeń. Co myśli o tym on sam? Ze spokojem odpowiada, że taka jest cena prawdy. - Nigdy nie owijam w bawełnę. Mówię prawdę, choć wiem, że ona kole w oczy. Taki mam charakter i mówię rzeczy, które nie wszyscy chcą słuchać. A że niektórzy obrażają się za prawdę, to powinni samych siebie spytać dlaczego tak jest. Jeśli coś jest białe, nie będe mówił, że jest czarne - wyjaśnia. Swoich słów nigdy nie żałuje. Nawet jeśli kosztują go duże pieniądze. Na przykład trzy tysiące euro. Bo tyle musiał zapłacić po krytyce sędziego meczu Bayern Monachium - Arminia. - Nie żałuję, choć wiem, że za te pieniądze mógłbym na przykład kupić prezenty dla rodziny i przyjaciół, albo wydać je na urlop. Ale to są emocje związane z meczami - podkreśla. Chyba właśnie ta szczerość, czasem aż do bólu, odróżnia go od wielu innych piłkarzy, którzy wolą poruszać wyłącznie "bezpieczne tematy" i zdawkowo odpowiadać na pytania. Wichniarek nie boi się otwarcie mówić o swoich słabościach. Przyznaje chociażby, że podczas gry w Ekstraklasie, kiedy reprezentował barwy Widzewa, nagle stracił kontakt z rzeczywistością. - Po przedłużeniu kontraktu w Widzewie, odbiła mi woda sodowa. Człowiek myślał, że jest niewiadomo jakim piłkarzem. Nagle wydawało mi się, że skoro strzelam gole, to już nie muszę trenować. Zamiast wyjść na trening wolałem iść na masaż. Ale nie o to chodzi. W jednym tygodniu strzela się dwa gole i jest się na piedestale, a w kolejnym spartoli się okazje bramkowe i jest się na dnie - opowiada "Wichniar". Żona i wino zamiast kasyna Mimo że jest kontrowersyjny w swoich wypowiedziach, nigdy nie był bohaterem pozapiłkarskich afer. Alkoholowe balangi, czy hazard to nie świat Artura Wichniarka. Sam przyznaje, że nigdy nie był w kasynie. Nawet nie spróbował swojego szczęścia, aby wiedzieć jak smakuje świat ruletki i jednorękiego bandyty. - Hazard mnie nigdy nie dotyczył. Nigdy go nie próbowałem, bo było mi po prostu żal pieniędzy. Ja zawsze byłem inny i wolałem na przykład wziąć żonę, wtedy jeszcze dziewczynę, na dobrą kolację do wytwornej restauracji, wypić dobre wino i pokazać się, że jako piłkarz mogę zabalować. Ale wiem, że moi koledzy młodsi, czy starsi nie mają nic do roboty wieczorami i przegrywają w kasynach duże pieniądze - mówi. - Ja lubię dobrze zjeść i wypić dobre wino, ale wszystko z umiarem. Tak tracę moje pieniądze - dodaje z uśmiechem. Polityków do wora Uśmiech znika z jego twarzy, gdy zapytać go o politykę. Ta tematyka zajmuje go dość poważnie i mówiąc o niej, również jest szczery do bólu. Nie kryguje się i nie ukrywa, że głosował. Otwarcie mówi też na kogo oddał swój głos. W ostatnich wyborach Artur Wichniarek wraz z żoną postawił na Platformę Obywatelską. Dziś żałuje swojego wyboru. - Głosowałem na PO i jestem zawiedziony. Teraz już nie będę głosował. Stwierdziłem, że wszyscy politycy są tacy sami. Wszystkich należałoby wrzucić do jednego wora i tu spuścić z tej górki (mówi pokazując na stromy stok narciarski- przyp. red.). Każdy gada głupoty w tych swoich kampaniach wyborczych. Że to zmienię, że tamto zmienię i mydli ludziom oczy. A ludzie w to wierzą, bo chcą wierzyć. Bo każdy z nas chce, żeby było lepiej. A ja przyjeżdżam do Polski i widzę, że my stoimy w miejscu. Wszyscy się rozwijają: Słowacja, Czechy, tylko nie my. Kolejne rządy, kolejne wybory, kolejni przywódcy i ciągle jest to samo. Tylko wielkie gadanie, za którym nic nie ma - nie ukrywa rozgoryczenia. A Polakom w ramach życzeń noworocznych radzi nie oglądać się na sąsiada, tylko samemu wziać sprawy we własne ręce. - Ja bym chciał, aby Polacy inaczej myśleli. Każdy z nas jest odpowiedzialny za swoją przyszłość. Jeśli jeden potrafił ciężką pracą coś osiągnąć, to nie znaczy, że powinniśmy być zazdrośni. Trzeba po prostu uruchomić swoją "kapucynę" i wtedy będziemy wszyscy szczęśliwi. A my za dużo czasu poświęcamy na to, aby być zawistni wobec sąsiada, niż na to, aby osiągnąć to samo co on. I to jest moje noworoczne życzenie dla wszystkich Polaków - przekazuje Wichniarek.