- W dalszym ciągu satelity nie odczytują sygnału AIS (Automatic Identification System), który powinien być nadawany z pokładu. Zastanawiamy się, czy uszkodzeniu nie uległ nadajnik, albo też agregat. Jak nie ma prądu, to nie działa nic, co związane jest z elektroniką. Gdyby tak było, to kapitanowi pozostaje klasyczne żeglowanie - kompas i mapa - powiedział menedżer Cichockiego i szef Around The World Delphia Project Krzysztof Mikunda. - Zastanawiamy się też, dlaczego Tomek, będąc na Atlantyku wśród innych jednostek, nie skorzystał do tej pory z UKF-ki, jak to już miało miejsce. Być może ma on przekonanie, że AIS działa i widzimy jego pozycję - dodał. Dotychczas udało się dwukrotnie odebrać od 53-letniego olsztyńskiego żeglarza wiadomości przez pośredników, od będących w pobliżu statków. Natomiast od 21 listopada, kiedy utracony został kontakt telefoniczny, pozycja jachtu, szybkość i kurs była śledzona za pomocą niskoorbitalnych satelitów, które odbierały sygnał AIS. - Jesteśmy w kontakcie z technikami z ExactEarth, którzy analizują sytuację ze swojej strony i zwracają szczególną uwagę na "Polską Miedź". Tomek dysponuje nadajnikiem klasy B, mającym słabszy sygnał i być może są kłopoty z jego przebiciem się w gąszczu innych. To są oczywiście wszystko przypuszczenia - zaznaczył Mikunda. Cichocki 1 lipca wypłynął z francuskiego portu Brest. Z końcem roku znajdował się w pobliżu Tasmanii, a z początkiem lutego minął przylądek Horn. Biorąc pod uwagę obrany 13 marca kurs, jaki został tego dnia zarejestrowany oraz średnią prędkość jachtu, olsztynianin powinien być powyżej równika i zmierzać w kierunku Madery.