Amerykanin, dzięki udziale w wyścigu, który organizowany jest na rzecz chorych na raka, chce propagować własną fundację "Livestrong". - By stała się znana na całym świecie - argumentował 37-letni kolarz, u którego w 1996 roku wykryto raka jąder. Dwie operacje i cztery cykle chemioterapii pozwoliły mu wrócić do normalnego życia i wyczynowego uprawiania sportu. - Jestem tu nie tylko dla rywalizacji na szosie, ale także po to, by odwiedzić tych, którzy walczą o wyzdrowienie. Chcę, swoją osobą przekonać ich do tego, że nie można tracić nadziei - tłumaczył Armstrong. Przy każdym treningu, który odbywa się w 40-stopniowym upale, towarzyszą zawodnikowi specjalne środki bezpieczeństwa. Obok jedzie zawsze motocykl, dwa wozy patrolowe policji oraz samochód z ochroniarzami w strojach cywilnych.