Francja nie gra na tym mundialu najbardziej widowiskowo. Poza meczem z Argentyną (4-3), w którym odrobinę młodzieńczego szaleństwa dodał od siebie Kylian Mbappe, strzelając dwie ładne bramki i znowu pokazując się światu z najlepszej strony, nie można powiedzieć, że wicemistrzowie Europy zachwycają. Dużo w tym wyrachowania i najzwyklejszej dbałości o wynik. Dość powiedzieć, że - mając zawodników znakomicie wyszkolonych technicznie - najlepiej czują się nie w ataku pozycyjnym, ale w grze z kontry. Dokładnie tak jak w spotkaniu z Belgami. A jednak za każdym razem, gdy podopieczni Deschamps'a wychodzą na boisko, trudno oprzeć się wrażeniu, że mają wszystko pod kontrolą. I wiedzą, kiedy zadać decydujący cios. To jedna z najbardziej charakterystycznych cech tej ekipy. Choć nie najważniejsza. Bo o jakości tej drużyny, która jechała do Rosji z - nieśmiało wyrażanymi, ale jednak - nadziejami na miejsce przynajmniej w półfinale (taki był cel oficjalnie deklarowany przez prezesa federacji) zdecydowały tak naprawdę trzy elementy. Wszystkie kluczowe. Didier Deschamps oparł się na kilku zawodnikach w każdej formacji, którzy dali mu gwarancję doświadczenia i światowej klasy. Kapitan Lloris nie jest może najbardziej spektakularnym bramkarzem świata, ale właśnie na tym mundialu udowodnił już, że potrafi wspomóc drużynę w trudnych momentach. Wicekapitan Varane wreszcie może kierować obroną po absencji na Euro’2016, a przede wszystkim oddziaływać na zespół także poza boiskiem, z czego ostatnio skwapliwie korzysta. Kante w środku pola okazał się skarbem nie do przecenienia wspomaganym jeszcze odrobiną szaleństwa Pogby. Wreszcie Griezmann z każdą wielką imprezą daje tej ekipie konieczny sznyt w ataku. Nie byłoby jednak takiego sukcesu, gdyby nie umiejętne wkomponowywanie do drużyny młodego, niezwykle utalentowanego pokolenia. Mbappe jest przykładem, który świeci najjaśniej, bo jego bramki widać na pierwszym planie, ale warto też zwrócić uwagę, że całkiem niedawno szansę dostali dwaj boczni obrońcy - Pavard oraz Hernandez - i można powiedzieć wszystko, ale nie to, że zawodzą. Nawet jeśli temu pierwszemu zdarzają się jeszcze drobne błędy. Trzecim elementem sukcesu - last but not least - jest budowanie zespołu przez Deschamps'a. Do bólu pragmatyczne. Wbrew krytykom, którzy chcieliby bardziej widowiskowej gry albo przywrócenia do łask Karima Benzemy. Postawa tej ekipy to idealne odzwierciedlenie filozofii francuskiego trenera - fajerwerki nie są konieczne, ma być za to skutecznie. Aż chciałoby się powiedzieć - tak jak przed dwudziestoma laty, kiedy Francuzi zdobyli pierwszy i dotychczas ostatni Puchar Świata. Podnosił go kapitan Deschamps. Remigiusz Półtorak