Eurosport.interia.pl: Jak to się stało, że puścił Pan takiego gola po strzale, który należało obronić? David de Gea: - Strzał Cristiana był bardzo mocny. Chciałem odbić piłkę, ale ona mi się wyślizgnęła i wpadła do siatki. Takie rzeczy się zdarzają, trudno. Wiem, że cały czas mam wsparcie trenera i kolegów. Popełniłem błąd, ale przecież nikogo nie zabiłem. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko dalej trenować i dobrze przygotować się do kolejnego meczu z Iranem. Jeśli go wygramy, to będzie poważny krok do awansu do następnej rundy. Tydzień był dla was bardzo trudny. Nieoczekiwana zmiana trenera, duże zamieszanie w drużynie, krytyka Diego Costy. Jak mentalnie do tego podchodzicie? - Taki jest futbol. Raz idzie lepiej, raz gorzej. Jak popełnisz błąd, jak ja, od razu twoja gra jest poddawana w wątpliwość, jak spiszesz się lepiej, jesteś chwalony. Diego był w ostatnich dniach bardzo krytykowany. Ludzie wątpili, czy będzie nadal tak skuteczny jak wcześniej. A tymczasem wszedł na boisko i strzelił dwa gole. Ważne, że reakcja drużyny na gola w pierwszych minutach była bardzo dobra. A potem graliśmy tak, że zasłużyliśmy na zwycięstwo. To również ważne. Mentalnie jesteśmy mocni, przygotowanie fizyczne na mundial też jest bardzo dobre. Ale odejście trenera wstrząsnęło zespołem. - Myślę, że drużyna jet teraz bardziej zjednoczona niż kiedykolwiek. W meczu z Portugalią było to widać. Mieliśmy trudne momenty, dwa razy przegrywaliśmy, a jednak potrafiliśmy odrobić straty i odwrócić losy spotkania. To jest najważniejsze. Notował w Soczi Remigiusz Półtorak