- Podczas ceremonii wręczenia nominacji dziwnie się czułam, siedząc przy stoliku dla gości i rodzin, a nie dla zawodników. Nie ukrywam, że zazdroszczę im możliwości ścigania się - powiedziała zawodniczka, która niedawno skończyła 31 lat. Złoto na igrzyskach wywalczyła w parze z Natalią Madaj. Wioślarki postanowiły przeznaczyć sezon poolimpijski na regenerację. - Byłam w Wałczu, żeby wesprzeć reprezentację, dodać otuchy i przekazać te resztki mocy, które mi zostały - żartowała. Szczególnie mocno kibicować będzie Martynie Mikołajczak, która miała udany sezon w dwójce podwójnej wagi lekkiej w parze z Weroniką Deresz. Jednak w Sarasocie ma wystąpić w jedynce, a zastąpi ją Joanna Dorociak. - Jest mi niezmiernie przykro, że została "wysadzona" z dwójki po takim sezonie. Ale ja jej nadal kibicuje, bo to jest bardzo waleczna dziewczyna. Przypomina mi... mnie, jak byłam młoda - bo w kadrze to ja już jestem "babcią". Może dlatego mam do niej taki sentyment. To też prywatnie moja przyjaciółka - powiedziała Fularczyk-Kozłowska. Szans medalowych upatruje też w rywalizacji wioseł krótkich mężczyzn (dwójka podwójna i czwórka podwójna) oraz kobiecych czwórkach: podwójnej i bez sterniczki. - Myślę, że może się dziać... - przewiduje. Doświadczona wioślarka przyznała też, że po igrzyskach nie miała już treningów związanych z tą dyscypliną. - Od roku nie wsiadłam do łódki i na razie nie zanosi się, że to się zmieni. Oczywiście trenuję, ale w sposób "odpoczynkowy", korzystam z uroków innych dyscyplin. Niedawno startowałam w sztafecie triathlonowej, przejechałam 90 km na rowerze. To była bardzo fajna impreza, która dała mi sporo motywacji. Teraz czas na półmaraton. Stawiam sobie takie cele, żeby motywacja nie "zgasła" - podsumowała Fularczyk-Kozłowska. Mistrzostwa w Sarasocie zakończą się 1 października. Polskę reprezentuje 10 osad.