Kaczor w obecnym sezonie w konkurencji olimpijskiej C1 1000 m dwukrotnie zajął trzecie miejsce w zawodach Pucharu Świata oraz wywalczył tytuł mistrza Starego Kontynentu w Igrzyskach Europejskich w Mińsku. - Faktycznie, nie miałem jeszcze tak udanego otwarcia sezonu. Owszem, było kilka udanych startów, gdy jeszcze płynąłem w dwójce z Vincentem Słomińskim i wygraliśmy zawody Pucharu Świata w Mediolanie. Rok po igrzyskach w Rio de Janeiro byłem dwukrotnie trzeci w Pucharze Świata i wywalczyłem brąz mistrzostw Europy, ale na 500 m, czyli na nieolimpijskim dystansie. Potem w mistrzostwach świata byłem piąty. Przyznam szczerze, że sam byłem zaskoczony złotym medalem w Mińsku, ale już przed tą imprezą czułem, że jestem bardzo szybki. Ważne, że głowa wytrzymała do końca i poprowadziła mnie do zwycięstwa - powiedział 29-letni zawodnik. Do sezonu przygotowywał się w Chinach, gdzie jeszcze do niedawna reprezentację tego kraju prowadził Marek Ploch. Były trener polskiej kadry w listopadzie ubiegłego roku namówił Kaczora do powrotu do sportu i zaprosił do swojej grupy. Jednocześnie włączył go do sztabu szkoleniowego. Współpraca układała się pomyślnie i to z korzyścią dla wszystkich stron. - Tak mi się przynajmniej wydawało. W maju mówili mi, że chcą zrobić ze mnie mistrza świata, chcą dalej kontynuować współpracę i podnieść mi pensje - kontynuował Kaczor. - Tymczasem po Pucharze Świata w Duisburgu, z dnia na dzień, dostałem informację na komunikatorze, że nie mogą już ze mną pracować, bo de facto jestem ich rywalem. Dziwne było to wszystko, pozostał niesmak, a do tego jeszcze zalegają mi dwie pensje - dodał. Z Azjatami pożegnał się także Ploch i pozostali jego asystenci. - Chińczycy mocno ingerowali w pracę naszego trenera. Lider grupy był w przeszłości wioślarzem i próbował narzucić pewne elementy z tej dyscypliny do treningu. A to przecież zupełnie inny sport, inna specyfika, inny dystans. Czasami lepiej podnieść białą chorągiewkę i się wycofać niż dalej się męczyć - zaznaczył. Ploch prowadzi obecnie kazachskich kanadyjkarzy braci Sergieja i Timofieja Jemielianowów. Kaczor z kolei wrócił do współpracy ze swoim klubowym szkoleniowcem Dariuszem Bresińskim. - Trochę się przestraszyłem całej sytuacji, ale trener Ploch zapewnił, że nie zostawi mnie na lodzie. Zasugerował, żebym współpracował z trenerem Bresińskim, który zna mnie najlepiej. Cały czas przysyła mi jednak plany treningowe, pomaga mi tyle, ile może, jesteśmy w stałym kontakcie - tłumaczył. Reprezentant Polski w Wałczu kończy kolejny etap przygotowań do mistrzostw świata, które za trzy tygodnie rozegrane zostaną w węgierskim Szegedzie. Pod koniec miesiąca zaczęły dokuczać upały, ale jak przyznał, to też ma swoje dobre strony. - To też jest potrzebne, bo organizm adoptuje się do takich warunków. Często nam się zdarza startować w takich miejscach, gdzie wysokie temperatury są na porządku dziennym. Tak może być też na Węgrzech. Dlatego w pewnym sensie jest to dla nas dodatkowy rodzaj aklimatyzacji - zaznaczył. Od przyszłego tygodnia zaczyna już ostatnie zgrupowanie przed mistrzostwami świata - na poznańskiej Malcie. I choć mieszka zaledwie kilkanaście kilometrów od toru regatowego, to wybrał jednak "skoszarowanie" na kempingu. - Oczywiście, że brakuje mi rodziny, ale chciałbym w tych ostatnich tygodniach skupić się wyłącznie na pracy, na treningach i mieć głowę skoncentrowaną na tym, co mnie czeka. Nie ukrywam, że chciałbym zdobyć medal mistrzostw świata, którego jeszcze nie mam i wywalczyć kwalifikację olimpijską. Jeśli jednak zapewnię sobie tylko prawo startu w Tokio, to też taki wynik przyjmę z pokorą. Marzy mi się jednak zakończyć karierę trzema medalami - jeden z nich już mam, czas na dwa kolejne - mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich - podsumował kanadyjkarz Warty Poznań. Marcin Pawlicki