W weekend w Grodzisku Mazowieckim odbyły się MP w ping-pongu, czyli grze niebieskimi rakietkami bez profesjonalnych okładzin i praktycznie bez rotacji. Zmian w porównaniu z tradycyjnym tenisem stołowym jest więcej, bowiem sety rozgrywane są do 15 punktów, nie ma rywalizacji na przewagi, ale jest możliwość np. zdobycia punktu bonusowego, tzw. dwóch w jednej akcji. W finale spotkali się dwaj najbardziej doświadczeni i utytułowani zawodnicy w tej konkurencji - Młynarski i jego imiennik Szymański, który na co dzień występuje w belgijskiej ekstraklasie tenisistów stołowych. Nowy-stary mistrz Polski z kolei w rundzie jesiennej pozostawał bez klubu. - Poprzedni sezon spędziłem w Coccine GKTS Wiązowna, ale niestety nie porozumieliśmy się w sprawie warunków nowej umowy z pierwszoligowcem i przynajmniej do końca roku nie gram w żadnej drużynie ligowej. Mam nadzieję, że od stycznia to się zmieni, bowiem ciągle chce mi się trenować, grać i wygrywać. Wcześniej miałem trzyletni rozbrat, przede wszystkim z powodu kłopotów zdrowotnych. Wówczas byłem zgłoszony w czwartej-piątej lidze, ale pojawiałem się przy stole sporadycznie - dodał 41-letni Młynarski, który w przeszłości grał w ekstraklasie. Finaliści MP 2019 - Młynarski i Szymański zakwalifikowali się do styczniowych MŚ. Wcześniej, bo już w grudniu odbędą się mistrzostwa Europy w Budapeszcie, ale obaj tam się nie wybierają. - Za dwa miesiące czeka mnie szósty start w karierze w mistrzostwach świata w ping-pongu i liczę, że osiągnę życiowy wynik, a mam na myśli ćwierćfinał, albo półfinał. Medal byłby spełnieniem marzeń. Już w tegorocznej edycji grałem dobrze, ale to wystarczyło na 1/16 finału. Miałem pecha, bowiem trafiłem na chińskiego mistrza globu, z którym podjąłem walkę i wcale nie byłem na przegranej pozycji - stwierdził mistrz Polski. Turniej w Grodzisku Mazowieckim wcale nie był spacerkiem dla doświadczonego Młynarskiego. W grupie poniósł porażkę z Pawłem Lemańskim (Kamix ATS Małe Trójmiasto Rumia), zaś w finale z Szymańskim przegrywał 0-2 i bronił meczbole. - Rozkręcałem się ze spotkania na spotkanie, a faktycznie początek miałem bardzo ciężki. Uległem Lemańskiemu, a następnie trudne warunki postawił mi też Adrian Majchrzak z Bogorii II Grodzisk Mazowiecki, choć z nim wygrałem 2-0. W fazie grupowej bez większych problemów uporałem się w rewanżu z Lemańskim, a zdecydowanie najwięcej emocji było w finale z Filipem Szymańskim, z którym na co dzień razem trenujemy w Warszawie. W grze o złoto Filip nastawił się tylko na defensywę i czyhanie na moje błędy, w ogóle nie atakował. Wiedział, że to jego szansa na zwycięstwo i w sumie był blisko sukcesu - przyznał.