Czy zbliża się czas wstrząsów w Realu Madryt? Tego spodziewają się kibice. W internetowej ankiecie dziennika "Marca" aż 73 proc. ludzi uważa, że Jose Mourinho i Jorge Valdano nie mogą już pracować razem. Konflikt wybuchł w niedzielę, gdy trener Realu zaatakował pracowników klubu mówiąc, że jest zmęczony obroną drużyny w pojedynkę. Zażądał przy tym publicznie spotkania z Florentino Perezem, by donieść prezesowi osobiście, że wysoko postawieni działacze klubu są bezczynni wobec sędziowskiego spisku niszczącego wysiłek jego piłkarzy. W Hiszpanii zawrzało na dobre. Dotąd ekstrawagancje Mourinho traktowane były z przymrużeniem oka. Ego najlepszego trenera świata ma prawo być nieskończenie wielkie, więc Portugalczykowi uchodziło na sucho bardzo dużo. Na przykład zachcianka poprowadzenia reprezentacji swojego kraju, lub publiczna ironia wobec piłkarzy, którzy mu podpadli (Pedro Leona, Canalesa, Sergio Ramosa, czy Karima Benzemy). To świadoma strategia? W większości przypadków Mourinho zaczepiał i prowokował ludzi z innych klubów, więc w Madrycie uważano to za część przemyślanej strategii najlepszego psychologa wśród trenerów. Kiedy jednak atakuje własny klub, wygląda to na akt histerii frustrata nie mogącego zapanować nad nerwami. Mourinho dostał w Madrycie wszystko. Rekordową pensję wśród trenerów, wyłączność na decyzje transferowe, a nawet zgodę na zatrudnianie piłkarzy, których prowadzi jego agent Jorge Mendes. Florentino Perez nie powiedział słowa sprzeciwu, gdy płacił 25 mln euro za Angela di Marię i olbrzymią prowizję menedżerowi piłkarza, jednocześnie agentowi Mourinho. Niedawno jednak Portugalczyk otwarcie poparł starania Mendesa o podniesienie pensji jego innemu klientowi - stoperowi Pepe, co uświadomiło władzom klubu, że w konflikcie interesów agenta z klubem, trener staje po stronie tego pierwszego. Może więc Mourinho przybył do Madrytu po to, by "wydoić" najbogatszy klub świata? Dostał piłkarzy, jakich chciał! Latem Mourinho dostał piłkarzy, jakich chciał: Carvalho, Khedirę, Oezila i Di Marię. W składzie Realu jest też dwóch byłych laureatów "Złotej Piłki" (C. Ronaldo i Kaka), a także pięciu mistrzów świata, z których dwóch regularnie sadza na ławce. To jest silna kadra, tymczasem zachowanie Portugalczyka wskazuje jakby musiał on dokonywać cudów z piłkarzami zupełnie podrzędnymi. Mourinho nie jest zadowolony z Benzemy, chciałby kupić napastnika już w zimowym oknie transferowym, tymczasem prezes Realu oczekuje, iż najlepiej opłacany trener na świecie potrafi wydobyć z Francuza to, co najlepsze. Portugalski trener zabiegał w Realu o władzę absolutną nad drużyną i ją otrzymał. Do meczu z Barceloną zespół spisywał się znakomicie - Mourinho brylował w mediach, Perez i Valdano publicznie wyrażali swoje zdanie jak najrzadziej. Ten drugi wspierał jednak Mourinho we wszystkich jego kłótniach z trenerami innych drużyn: Manolo Preciado ze Sportingu, Gregorio Manzano z Sevilli, Jose Camacho z Osasuny, czy Unaiem Emerym z Valencii. Reakcja samego Mou była wciąż taka sama: wymieniając jego nazwisko mało znaczący w Europie szkoleniowcy z Primera Division chcieli zaistnieć w światowych mediach. Obrońcę Barcy określił ironicznie Albertem Einsteinem Prowokacje Mourinho miały też duży urok dla prasy. W masie trenerów poprawnych politycznie Portugalczyk stanowił niewyczerpaną kopalnię tematów. A to zakpił z Davida Villi, a to z Daniego Alvesa, nazywając go ironicznie Albertem Einsteinem. Dostawało się też trenerowi Interu Rafaelowi Benitezowi, bo szkoleniowiec Realu może mówić dużo i na każdy temat. Gdy po zdobyciu klubowego mistrzostwa świata Benitez stwierdził, że licznymi kontuzjami jego piłkarze płacą za wysiłek poprzedniego sezonu, Mourinho odpowiedział: "A myślałem, że podziękuje za trofeum, które dostał ode mnie w prezencie". W niedzielę Mourinho jednak zdecydowanie przesadził - taka jest powszechna opinia w Hiszpanii. Zaszkodził drużynie, zaszkodził klubowi, przekreślił też swoją dalszą współpracę z Valdano. Z Perezem i dyrektorem sportowym klubu spotkał się natychmiast - na imprezie opłatkowej, która wywołała w mediach nadzwyczajne zainteresowanie. Mourinho siedział obok prezesa, Valdano w oddali. Czy to znaczy, że wyrok na dyrektora jest już podpisany? Kilka tygodni temu do Madrytu przyjechał Diego Maradona i z właściwą sobie swobodą ocenił: "Ten klub był przez lata jak bajzel, do którego przyszedł Mourinho i w kilka dni zaprowadził porządek". Nikt w Hiszpanii nie zareagował, bo najlepszy piłkarz w historii nie jest zaliczany do grona najbardziej przenikliwych i elokwentnych znawców tematyki futbolowej. To samo wynika jednak z zachowania Mourinho, a to już hiszpańskiej prasie bardzo się nie podoba. Dziennik "El Pais" napisał, że Real, zamiast przed rzekomym spiskiem sędziowskim, powinien się bronić przed Mourinho. Dodał, iż dopiero teraz ujawnia się frustracja Portugalczyka po klęsce 0-5 na Camp Nou. "Marca" przypomina, że klub istniał i odnosił sukcesy zanim geniusz z Portugalii postawił w nim nogę. "Real przetrwa i bez Mourinho" - te słowa felietonisty największego sportowego dziennika w Hiszpanii zabrzmiały już nawet złowrogo. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu!