"Aspekt kulturalny jest bardzo ważny. To niemożliwe, żeby trener przyszedł do nowego kraju i powiedział "To mój jest mój system, moje filozofia grania". Czy będę w stanie osiągnąć w Madrycie to samo, grając w identycznym stylu jak z Interem? Niemożliwe. Kulturalny aspekt futbolu jest bardzo ważny" - mówił Portugalczyk w wywiadzie udzielonym "El Pais". "Chelsea jest mistrzem Anglii, ale gdyby grała w Primera Division, to nie wygrałaby tej ligi. Podobnie jak Barcelona, która nie wygrałaby Premier League" - dodał. Mourinho w zeszłym sezonie wywalczył z Interem potrójną koronę, bardzo wiele uwagi poświęcając obronie. W Hiszpanii, a szczególnie w takich klubach jak Real czy Barcelona, kibice chcą jednak oglądać zespół, który atakuje. "Konstrukcja twojego zespołu musi być wykonana zgodnie z kulturą miejsca, gdzie pracujesz" - uważa. I nowy trener "Królewskich" to rozumie. "Mam obsesję, żeby w Madrycie grać ofensywny i atrakcyjny futbol" - stwierdził. I choć w stolicy Hiszpanii jest krótko uważa, że nikt od niego nie jest bardziej przywiązany do Realu. "Nie ma w Madrycie kibica, który kocha ten klub bardziej niż ja" - powiedział. Mourinho odniósł się też do najgroźniejszego rywala w walce o mistrzostwo, czyli Barcelony, która w sobotę wywalczyła Superpuchar Hiszpanii, ósme trofeum od czasu gdy trenerem zespołu został Josep Guardiola. "Pep jest perfekcyjnym szkoleniowcem dla Barcelony. To Katalończyk, cule (kibic tego klubu - przyp. red.), który się tam urodził, grał w tym klubie od dziecka, jest przyjacielem byłego piłkarza i trenera Johana Cruyffa i wielu kibiców go kocha. Kiedy Sandro Rosell został prezesem zaoferował mu sześcioletni kontrakt. Ja zaoferowałbym 10-letni" - zakończył Portugalczyk.