Drzewiecki wie, jakiego człowieka potrzebuje polska piłka po odejściu we wrześniu Michała Listkiewicza. - To musi być osoba, której ufają ludzie. Mam w głowię parę nazwisk, bo wbrew pozorom w Polsce mamy trochę takich ludzi - przekonuje minister, ale nie chce zdradzać swoich kandydatur. Minister sportu jest przekonany, że Michał Listkiewicz nie rzuca słów na wiatr i 14 września faktycznie wycofa się z prezesury w PZPN. - Nie sądzę, by jego deklaracja była elementem jakiejś gry. Skoro mówi, że misja zakończy się 14 września, to ja traktuję taką deklarację niezwykle poważnie - podkreśla. Drzewiecki nie chciał dymisji Listkiewicza już teraz, bo mogłoby to oznaczać katastrofę na reprezentacji Polski. - Dymisja spowodowałaby spore zamieszanie; do związku musiałby wejść komisarz, nie byłoby władz. A skoro nie ma władz to UEFA mogłaby wykorzystać moment zamieszania, a co za tym idzie Polska z Beenhakkerem nie pojechałaby na mistrzostwa Europy. Wówczas radość z historycznego awansu na Euro zamieniłaby się w lament. A chyba spotkań eliminacyjnych nie kupiliśmy - tłumaczy. Minister skomentował także słowa Janusza Palikota, który porównał PZPN do domu publicznego. - Nie bywam w domach publicznych , więc trudno mnie się odnieść do tego. Jednak nie jest to stosowne porównanie - przyznał Drzewiecki. Maciej Borowski, Warszawa