Sobotni mecz z Holandią zakończył się po godzinie 22, a że w kadrze nie ma zawodowego hipnotyzera, to większość zawodników potrzebuje kilku godzin, aby zasnąć po meczowym wysiłku i emocjach. Dlatego o Rezurekcji nie było mowy, a trener Peter Ekroth zaprosił zawodników na śniadanie na 9.00. W menu oczywiście nie mogło zabraknąć jajek, a kadrowiczom smakował żurek z białą kiełbasą. - Atmosfera naprawdę była bardzo sympatyczna - zgodnie podkreślali. Po śniadaniu większość z nich odsypiała zarwaną noc, zwłaszcza że pogoda w niedzielę nie zachęcała do spacerów po Toruniu. Potem obiad, krótka sjesta i pora na trening. - Co robimy w wolnym czasie? Podczas zgrupowania trener zorganizował nam wyjście do kina, byliśmy na kręgielni, a tak na co dzień, to w przerwach między treningami, meczami a posiłkami jest czas na to, żeby odpocząć. Czasem zbierzemy się i gramy w pokera - relacjonował Marcin Kolusz. Po sobotnim meczu na jego łokieć trzeba było założyć opatrunek, bo po jednym ze starć nieszczęśliwie upadł. W hotelu, który gości reprezentację Polski czuć było atmosferę świąt spędzonych z dala od najbliższych. Zamiast żartów, były długie rozmowy przez telefon. Mimo zwycięstwa na otwarcie turnieju, nikt nie tryskał humorem. - Nie ma co wpadać w zachwyt, bo wiemy, że to była Holandia, a przed nami trudniejsze mecze - przyznał Grzegorz Piekarski. Większość z kadrowiczów twierdzi, że rodziny zdążyły się już przyzwyczaić do tego, że na Wielkanoc nie ma ich w domu. Szefostwo Międzynarodowej Federacji Hokeja najwyraźniej wychodzi z założenia, że święta nie są dla hokeistów i termin mistrzostw świata dywizji I często wyznacza na Wielkanoc. Jest jednak sposób na to, by w przyszłym roku kadrowicze cieszyli się ze świąt spędzonych z rodzinami - po prostu trzeba awansować do elity. Jej turniej tradycyjnie rozpoczyna się końcem kwietnia. Mirosław Ząbkiewicz, Toruń