"Najpierw pół godziny ćwiczą jak dyskretnie faulować rywala, potem przez kolejne pół jak symulować faule. Czy oni znajdują w ogóle czas na normalny trening" - słowa Aleksa Fergusona przeszły do legendy. Szkot mówił o Włochach, którzy przez lata uchodzili za mistrzów w dziedzinie boiskowego cwaniactwa. Dziś to już międzynarodowa "sztuka", liczba meczów rozstrzygniętych w sposób oszukańczy, przekroczyła punkt krytyczny już dawno. Arsenał tricków wpisali do swego "CV" nie tylko piłkarze słabsi, niewidzący przed sobą innych perspektyw, ale też ci najwybitniejsi jak posiadacz "Złotej Piłki" Cristiano Ronaldo. Pady, którymi wprowadza sędziów w błąd, są tak samo wypracowane jak zwody i strzały, którymi zachwyca. Nauczyli go tego trenerzy i to zapewne już w juniorach, a Sir Alex mając parę lat pod opieką, akceptował. Nie ma jednak sensu robić z Ronaldo kozła ofiarnego, często i on był ofiarą oszustwa. Na ostatnim mundialu oburzenie wywołał rzut karny przyznany Francji w półfinałowym meczu z Portugalią. Thierry Henry nie przewrócił się w sposób teatralny, ale wątpliwości i niesmak pozostały, zwłaszcza, że przecież to właśnie napastnik reprezentacji Francji potępiał piłkarskich oszustów z całą mocą. Niewielu jest dziś graczy, którzy nie muszą się wstydzić, nawet wśród Anglików i nacji skandynawskich - czyli stereotypowych piłkarskich twardzieli. Pad Stevena Gerrarda w 90. min meczu z Atletico Madryt w Lidze Mistrzów odebrał mi nadzieję na to, że strach przed kompromitacją w oczach kibiców, będzie dla piłkarzy barierą kiedykolwiek. W sporcie, gdzie tak wielu ludzi oczekuje rozstrzygnięć uczciwych, cwaniackie zachowania pozostają całkowicie bezkarne. Pamiętam, że gdy kiedyś władze Bundesligi zarządziły powtórkę meczu rozstrzygniętego przez błąd arbitra, FIFA zagroziła, że Niemcy zostaną zdyskwalifikowane. Znam kibiców, którym symulanci do tego stopnia obrzydzili futbol, że się od niego odwrócili. Ponieważ jest to jednak zachowanie rzadkie, a wielkie mecze wciąż zapełniają stadiony całego świata, władze piłkarskie uznają, że piłka jest w zasadzie niemal doskonała w swoim obecnym stanie. Krytyki, apele puszczają mimo uszu. Wprowadzono za symulowanie żółtą kartkę, ale ryzyko takiej kary jest niczym wobec korzyści, które daje zwycięstwo. Także zdobyte w oszukańczy sposób. Fani wciąż jednak się łudzą, że działacze FIFA i UEFA, a także odpowiadający za przepisy International Board ruszą ciężkimi głowami. Jeśli nie są w stanie wyeliminować z piłki tego zjawiska, to przynajmniej rozpocząć z nim walkę na poważnie. Ofiarami oszustów są wszyscy. Można uwierzyć nawet w to, że dość mają sami piłkarze. Taki Diego Maradona, który zdobył ręką gola w meczu z Anglią na mundialu'86, cztery lata później sam zalewał się łzami, gdy meksykański sędzia dyktował wątpliwą "jedenastkę" przeciw Argentynie w finale turnieju Italia'90. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. W australijskiej federacji wiedzą, że władze światowej piłki nie pozwolą korzystać z powtórek do rozstrzygnięcia sytuacji spornych i nie dopuszczą do tknięcia wyniku meczu. Dlatego chcą wprowadzić kary indywidualne. Po spotkaniach tamtejszej ligi analizowane będą powtórki wideo, a wszyscy ci, którzy symulowali faule, dyskwalifikowani na przykład na dwa tygodnie. Eksperyment nie wygoi wrzodu, ale każda próba daje nadzieję. Australia jest peryferiami futbolowego świata, ale gdyby ten pomysł stał się powszechny, miałaby dla piłki znacznie większe zasługi niż Kewell, Viduka i kilku innych niezłych piłkarzy. Były trener Sydney FC John Kosmina jest pesymistą. "Symulowanie jest częścią piłki nożnej, a dla wielu piłkarzy wymuszanie rzutów karnych stało się sztuką" - przypomina. Czyli wciąż bezradnie tkwimy w punkcie wyjścia. Australijski eksperyment jest kolejnym sygnałem, że problem przekroczył wszelkie granice. Iskierkę nadziei daje fakt, że różnica między upadkiem teatralnym i naturalnym jest z reguły dostrzegalna. Rozwiązania mogą szukać sami sędziowie. Gdyby każdy nienaturalny pad traktowali bezwzględnie jak próbę oszustwa, i nie wdawali się już w ocenę, czy faul przy tym był, czy nie, piłkarze mieliby jasny sygnał, że opłaca się zachowywać naturalnie. Ale i to byłoby tylko maleńkim krokiem w dobrą stronę. Bywają jednak problemy, które można rozwiązać wyłącznie metodą, małych, niedoskonałych kroczków. DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU Czytaj także: MAJĄ SPOSÓB NA SYMULANTÓW