Włókniarz bez zagranicznych liderów w Speedway Ekstralidze nie ma najmniejszych szans nawet na nawiązanie walki z przeciwnikami. O ile do Amerykanina większych pretensji mieć nie można, to Duńczyk najwyraźniej lekceważy częstochowian. - W Gdańsku zameldujemy się bez Nickiego Pedersena. Niestety po wczorajszym GP menedżer Duńczyka zadzwonił do prezesa Maślanki i przedstawił mu obecną sytuację. Pedersen po upadku w Grand Prix czuje się źle, ma poobijaną kość ogonową i plecy, przeszedł już badania. Nie mamy w tym roku szczęścia do niego - wyjaśniał Jarosław Dymek, menedżer częstochowskiej drużyny, przed wczorajszym meczem w Gdańsku na łamach oficjalnego serwisu internetowego klubu. Indywidualny mistrz świata regularnie rezygnuje z obrony częstochowskich barw. Dość stwierdzić, iż przyjechał tylko na trzy z ośmiu meczów. Na początku sezonu zbojkotował polski klub, ponieważ jego włodarze zapowiedzieli renegocjację kontraktów. Duńczyk na obniżenie zarobków zgodzić się nie chciał i zaczął szukać nowego pracodawcy. Brak większego zainteresowania ze strony innych klubów zmusił Pedersena do powrotu pod Jasną Górę. Poza potyczkami we Wrocławiu, Gorzowie i Toruniu żużlowiec jednak sił na walkę w Speedway Ekstralidze nie znalazł. Znamienne jest to, że Nicki Pedersen zawsze potrafi wrócić do zdrowia przed turniejami cyklu Grand Prix, w którym broni mistrzowskiej korony. Startuje w kolejnych imprezach, w których zalicza mniej lub bardziej groźne upadki. Ich efektem jest absencja w składzie Włókniarza.